czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział 6 "Ona wcale nie jest moją dziewczyną!"

Rozdział ten dedykuję mojej koleżance z klasy- Natalce, która często przypominała mi, żebym dokończyła ten wpis :D Tak więc miłej lektury.
Blog Natalki:
http://www.followyourheart12.blogspot.com


*Kendall*

Ja to mam dużego farta. Bardzo... Pewnie teraz chłopaki spędzają czas ze swoimi wybrankami... A ja? No tak... Mogę spędzać czas sam. Co za szczęście. Wszystkie dziewczyny chcą ze mną chodzić tylko dla sławy, tak jak to się po raz kolejny okazało przed chwilą. Kiedy tylko przekroczyłem próg przedpokoju usłyszałem:
-O Kendall! Jak było?
-Eh, lepiej nie mówić.- usadowiłem się na kanapie.
-Czyli znów to samo?- zapytał Carlos.
-Mhm.- mruknąłem.-Chyba nigdy nie znajdę dziewczyny.
Cała gromada będąca w domu (poza Jamesem) usiadła obok mnie.
-Nie przejmuj się.- Pam próbowała nadaremnie mnie pocieszyć.
Wszyscy wpatrywali się we mnie jak jacyś psycholodzy, szukający odpowiednich słów.
-To samo mówił James, a w końcu kogoś znalazł.- olśniło nagle Logana.
Chwila... Czyli James i Weronika są... parą?
-Kogo?- zadałem pytanie chcąc się upewnić.
-To ty nic nie wiesz? Zachowujesz się tak, jakby miesiąc cię w domu nie było.
-Czyli udało mu się ją poderwać?
-Jasne, już niedługo nie będą mogli wzroku od siebie oderwać! I ty też niebawem sobie kogoś znajdziesz.- dodał jeden z "lekarzy".
-No w sumie... W końcu jestem taki atrakcyjny.- podsumowałem.
-Tak, oczywiście.- zaśmiał się Pena.
Po chwili przybiegł James z dwiema koszulami w ręku.
-Którą mam założyć?
-Ja wybrałbym tę drugą.- powiedział Henderson wskazując ubranie.
-Dzięki.- z powrotem skierował się na piętro.
-Co on robi? Wybiera się na jakąś galę czy jak?
-Idzie ze swoją dziewczyną do restauracji.- odparł któryś z chłopaków.
-Ona wcale nie jest moją dziewczyną!- usłyszeliśmy z góry głos Maslowa.
A ja? No tak... Ja mogę się cieszyć samotnością. Nie ma to jak fart. Chociaż, może w końcu kogoś znajdę... Może...

*Weronika*
Kiedy wybiła godzina 16.00 zaczęłam już na poważnie się przygotowywać. Chwyciłam sukienkę oraz paczkę z rajstopami i pobiegłam do łazienki. Przebrałam się, pomalowałam i poprawiłam włosy. Następnie z powrotem wróciłam do "swojego" pokoju. Znalazłam moją ulubioną i uważaną za szczęśliwą bransoletkę, którą po chwili zapięłam na nadgarstku.
"Obyś przyniosła mi szczęście"- powiedziałam w myślach do biżuterii.
Tak, czułam się bardzo dobrze. Tylko gadałam do kawałka metalu. Nic takiego.
"I już? Na prawdę? Tak mało czasu potrzebuję na przygotowanie się? Równie dobrze mogłam zacząć 5 minut przed 17..."- pomyślałam przeglądając się w lustrze.
Usiadłam na łóżku, bardzo powoli, żeby nie pognieść ubrania. Kolejny raz wpatrywałam się w zegar, wkurzona, że ta wskazówki nie poruszają się szybciej. Siedziałam cicho, ze wzrokiem utkwionym w jeden, obrany przeze mnie punkt.
"Eh... No to sobie poczekam."- moim myślom wtórował dźwięk urządzenia. Tik, tik...

*James*

Gdy zegarek w końcu wskazał godzinę 16.00, założyłem marynarkę i spojrzałem na leżącego na moim łóżku psa.
-No i co sądzisz Fox?- zwróciłem się do szczeniaka.
W odpowiedzi uniósł lekko pyszczek, spojrzał na mnie i ponownie ułożył się na pościeli. Eh... Może ktoś inny doceni moje wyczucie stylu...
Po niedługim czasie wyszedłem z domu. Po drodze wszedłem do kwiaciarni i kupiłem jedną, najładniejszą różę. Tak mi się przynajmniej wydaje, bo w końcu jestem facetem. Zbliżając się do domu Martyny, coraz bardziej się denerwowałem. Kiedy stałem już przy ogrodzeniu odetchnąłem i nacisnąłem guziczek od domofonu. Bardzo szybko furtka otworzyła się, a ja wszedłem na podwórko. Drzwi frontowe otworzyła mi właścicielka mówiąc:
-Chodź do środka, Weronika zaraz zejdzie.
Pod nosem mruknąłem tylko "Hej", a po chwili farbowana blondynka zniknęła we wnętrzu mieszkania. Trzymany w ręku kwiat trząsł się jak galareta, co oznaczało, że dłonie trzęsły mi się tak samo. Nagle usłyszałem kroki na schodach. Nie mogłem znaleźć odpowiednich słów, żeby opisać, jak pięknie wtedy wyglądała. Tak pięknie, że aż za bardzo. Gdy staliśmy już obok siebie zdobyłem się na odwagę, aby powiedzieć:
-Cześć, to dla ciebie.- podałem jej "przedmiot" trzymany w ręku, a przez przypadkowe zetknięcie się naszych palców, ogarnęło mnie przyjemne ciepło.
Nie minęła minuta, a dziewczyna wróciła bez małej roślinki, zakładając sweter.
-Możemy już iść.- odparła cicho.
Kiedy szliśmy w stronę restauracji, po raz kolejny zapanowała niezręczna cisza. Wprawdzie spotkaliśmy kilka moich fanek, które wcale nie były cicho, ale chodzi mi o tą ciszę między mną, a Weroniką. Ile można? Znudziło mi się ciągłe milczenie. Ale może to wszystko spowodowane jest zdenerwowaniem? Tylko skąd u mnie zdenerwowanie? Może bardzo się w niej zakochałem? Tylko, że mało o niej wiem, za mało...
-Czyli chcesz zostać menagerką?- udało mi się przemóc i cokolwiek powiedzieć.
Oderwała wzrok od chodnika i przestała poprawiać rękawy swetra.
-Tak. Jak byłam mała chciałam zostać wieloma osobami, ale gdy musiałam się w końcu zdecydować, wybrałam ten zawód.
-A kim jeszcze chciałaś zostać?
-Oj, trochę tego było. Nauczycielka, pisarka, piosenkarka i aktorka. Tymi się najbardziej interesowałam. Ale będąc małą dziewczynką planowałam niestworzone rzeczy.
-Na przykład?
-Na przykład myślałam, że jak zostanę żoną księcia, to będę księżniczką, będę mieszkała w zamku i w ogóle.- powiedziała ze śmiechem.- Ale wiesz, z czasem mi przeszło.
-Już nie chcesz zostać księżniczką?- zapytałem, z udawanym zaskoczeniem.
-Nie, raczej nie.
Resztę drogi zajęły nam właśnie takie bardzo mądre i poważne rozmowy. Przynajmniej coś wymyśliłem i jestem z siebie dumny.
-Madame.- otworzyłem przed dziewczyną drzwi, jak gentelman.
Po chwili siedzieliśmy już przy stoliku, rozmawiając, jakbyśmy znali się od wieków, choć tak naprawdę spotkaliśmy się prawie 4 dni temu.
-Lecz moim największym marzeniem było spotkać wasz zespół.- kontynuowała rozmowę, którą zaczęliśmy w trakcie drogi.
-Czyli wierzysz, że marzenia się spełniają?
-Nigdy nie przestałam.
-Co podać?- konwersację przerwał nam młody kelner, zapewne dorabiający w wakacje.
Bardzo szybko zapisywał słowa, gdy dyktowałem mu, co zamawiamy.
-To wszystko?- poprawił nerwowo okulary.
-Tak, dziękuję.- odszedł, prawie potykając się o krzesło.
----------
Później, najedzeni, ruszyliśmy na spacer po parku. Szliśmy powoli między alejkami, nie przerywając opowiadania sobie nawzajem o różnych rzeczach. Nagle poczułem podmuch wiatru, na co dziewczyna idąca obok, zadrżała z zimna.
-Chcesz marynarkę?- zaproponowałem.
-Nie, wystarczy, że mam w domu twoją bluzę, którą muszę ci oddać.
-Masz.- zarzuciłem jej ubranie na ramiona.- A co do tej bluzy, przynajmniej będę miał pretekst, żeby wpaść.
Uśmiechnęła się pod nosem i poprawiła materiał.
-A! Prawie zapomniałem.- zawołałem.- Chłopaki mnie prosili, abym ci przekazał, że John prosił, żebyś jutro posiedziała w domu.
-Okej.- powiedziała radosnym tonem, trochę innej reakcji się spodziewałem.
-Nie przeszkadzasz nam, tylko chodzi o to...
-Na prawdę  nie jestem zła.- przerwała mi.- To wasze studio, a ja przychodzę tam tylko dlatego, iż chcę się czegoś nauczyć.
"Uf... to dobrze."- pomyślałem.
-Wiesz, ja już chyba będę się zbierać.- spojrzała na zegarek w telefonie.
-Dobra, odprowadzę cię.
Po niedługim czasie Weronika była już u swojej cioci, a ja witałem się z Foxem, który szalał ze szczęścia, kiedy mnie zobaczył.
-No i jak się udała randka?- usłyszałem, gdy wszedłem do salonu.
-To wcale nie była żadna randka!- nie dało się nie zauważyć rozbawienia na twarzach domowników.
-Oj, no weź, przecież wszyscy wiemy, że ona podoba się tobie, a ty jej.
-Ja? Jej?- zapytałem z niedowierzaniem.
-No oczywiście. Jeszcze tego nie zauważyłeś?- pytaniem na pytanie odpowiedział Kendall.
W tym momencie przypomniałem sobie wszystkie chwile, w których wpatrywaliśmy się w siebie jak zaczarowani. Może...
-Ale ja nawet nie wiem, czy ona ma chłopaka.- olśniło mnie.
-Na serio? Odkąd przyjechała, wychodzicie gdzieś codziennie, a ty jeszcze się o to nie zapytałeś?
-Nie.
-To się w końcu odważ. Jeśli chcesz z nią chodzić, to musisz to wiedzieć.
-Ok, postaram się.- po tych słowach pomaszerowałem do siebie.
Usiadłem na łóżku i rozejrzałem się dookoła. Gazety, folie, farby... Już mam dosyć tego remontu, chociaż wcale go nie zacząłem. Lecz jeśli nie chcę posiadać różowych ścian, to muszę je przemalować. Ta... Ten pokój należał wcześniej do jakiejś dziewczynki.

*Weronika*

Kiedy wróciłam do pokoju należącego tymczasowo do mnie, usiadłam na łóżku, chwyciłam komórkę i wybrałam numer Kingi. Ledwo minął pierwszy sygnał, a ja już usłyszałam:
-I jak było?
-Było cudownie. Tak wyjątkowo.
-Opowiedz mi wszystko. Z naciskiem na wszystko.
Minęło bardzo dużo czasu, zanim streściłam bardzo szczegółowo całe to spotkanie (tak, spotkanie, a nie randka).
-Jejku, jak słodko!- krzyknęła do słuchawki, przez co musiałam odsunąć telefon od ucha, gdy usłyszała już wszystko.- Zazdroszczę ci.
-Bez przesady, nie ma czego. A nie, czekaj... Jednak jest!- zawołałam z triumfem w głosie.
-Nasz kochany braciszek cię pozdrawia.- powiedziała nagle.
-Och, co za za zaszczyt. Też go pozdrów.
-Dobra, będę już kończyć.
-Okej. Pa!
Nacisnęłam czerwoną słuchawkę. Po chwili przypomniała mi się ta kolacja. Zaczęłam powoli analizować każde wypowiedziane słowo, każdy wykonany gest. Tego nie da się od tak zapomnieć. Jego piękne spojrzenie, zawsze idealnie ułożone włosy i te cudowne perfumy... Tylko... Czy on ma dziewczynę?

*James*

-James! Wstawaj!- wykrzyknął Logan, otwierając z impetem drzwi.
-Jeszcze chwila.- mruknąłem, przytulając się do poduszki.
-Jak chcesz. Tylko Weronika czeka już w studiu.
Na te słowa zerwałem się i zapytałem:
-Na serio? To ja zaraz zej...- chwilę się zamyśliłem.- Czekaj, ona miała dziś nie przychodzić.
Spojrzałem na bruneta. Ten, stał w progu i bezczelnie się ze mnie śmiał.
-Stary, ty na serio się w niej zakochałeś.
-Oj, idź już.- ponownie rzuciłem się na łóżko.
-Jeżeli zaraz nie zaczniesz się szykować, wyleję na ciebie kubeł zimnej wody.
-Nie zrobisz tego.- przekręciłem się w jego stronę.
-Jesteś pewien?- obrócił się, jakby zmierzał prosto do łazienki.
-Dobra, już wstaję.- poddałem się, w końcu kiedyś trzeba się podnieść.
Wygrzebałem z szafy jakąś koszulkę i jeansy, potem w szufladzie znalazłem bieliznę, a na koniec zniknąłem za drzwiami łazienki. Kiedy z powrotem wróciłem do siebie, przelotnie zerknąłem na jeden z moich mebli, po czym mój wzrok się na nim zatrzymał.
"Chyba muszę tu posprzątać"- pomyślałem spoglądając na niedomykające się drzwiczki, spomiędzy których wystawał kawałek materiału, a dookoła leżały porozrzucane ubrania.
Minutę później zszedłem na dół, gdzie byli już wszyscy z mojego zespołu. Każdy zaspany, prawie nieprzytomny. Kendall źle zapiął koszulę, a Carlos szukał swojego lewego buta.
-Ej, wstawaj.- Logan potrząsnął lekko blondynem, który zaczął zasypiać na stojąco.- Wcale nie jest tak wcześnie.
-Nie, w ogóle. Tylko zawsze wstawaliśmy o ósmej, albo dziewiątej, a teraz nasz kochany kolega obudził nas o szóstej. Chyba wyśpię się dopiero na emeryturze.- podsumował Latynos, próbujący utrzymać równowagę, sznurując odnalezione obuwie.
-Bez przesady... A teraz szybko, zakładamy buciki.- wskazał przedpokój, zwracając się do mnie i Schmidta.
Po chwili położyłem dłoń na klamce, bo już mieliśmy wychodzić, ale nagle przyszła Pam w koszulce swojego chłopaka.
-A wy już idziecie?- zapytała przeciągając się.
-Mhm. Właśnie się szykowaliśmy do wyjścia.- odparłem.
-No to pa kochanie. Powodzenia w pracy.- pocałowała Hendersona, na co odpowiedział tym samym.
Też chciałbym mieć dziewczynę, która będzie mnie całować i przytulać.
-James! Słyszysz? Otwieraj drzwi.- z rozkojarzenia wyrwał mnie Pena.
Chyba znów się zamyśliłem, zresztą jak zawsze. Odkąd pierwszy raz ją zobaczyłem (chyba domyślacie się o kim mówię), nie mogę przestać o niej myśleć.
--------
-Okej, wysiadać.- powiedział Carlos, wyjmując kluczyk ze stacyjki.
Ruszyliśmy w stronę studia, gdzie siedziała Martyna, popijając kawę ze swojego ulubionego kubka.
-Cześć chłopcy.- upiła kolejny łyk.
-Hej.- brzmiała nasza niewyraźna odpowiedź.
-Przepraszam, że musieliście dzisiaj wcześniej wstać, ale chcę, żebyście wypadli jak najlepiej. Może też chcecie się napić?- złapała za dzbanek napoju zawierającego kofeinę.
-Ja dziękuję. Możemy już zaczynać? Im szybciej rozpoczniemy próbę, tym szybciej skończymy.- niecierpliwił się Loggie.
-Dobrze, chciałabym, żeby pierwszy był James.
Bez słowa wszedłem do pokoju nagrań i czekałem na dalsze polecenia.
-------
Po niedługim czasie Latynos  i ja siedzieliśmy na kanapie, po naszych ćwiczeniach.
-Prawie bym zapomniała.- odezwała się farbowana blondynka.- Przywieźli już pędzle i  inne potrzebne rzeczy, Carlos, pójdziesz po nie?
-Chyba Maslow wolałby się przejść.- spojrzał na mnie.
-Mogę się po nie wybrać.- odrzekłem z udawaną niechęcią.
-No to proszę.- wyjęła z torebki klucze i podała mi je.- A my kontynuujemy próbę.
Szedłem spokojnie, prawie pustym chodnikiem. Co jakiś czas mijałem ludzi biegnących w szaleńczym tempie do pracy, albo dzieci zmierzające w stronę szkoły. Ja, chociaż się nie spieszyłem, bardzo szybko dotarłem przed dom naszej menagerki. "Najfajniejsze" było to, iż przywieszki przy kluczach były napisane po polsku. Na szczęście po kilku próbach udało mi się otworzyć drzwi. Zamknąłem je cicho i  nagle usłyszałem z góry śpiew.
"Pewnie to Weronika."- pomyślałem.
Nie zamierzałem przez jakiś czas przekroczyć progu przedpokoju, nawet się nie ruszałem. Po prostu wsłuchiwałem się w kolejne słowa piosenki. Było to "Count on you" w pięknym wykonaniu. Czułem się jak na koncercie, choć nie widziałem wykonawcy. Po chwili usłyszałem kroki na schodach, a jej głos słyszałem coraz wyraźniej. Po krótkim czasie stała mniej więcej na przeciwko mnie, z zamkniętymi oczami (więc mnie nie widziała), trzymając w ręku MP3 i udając, że to mikrofon. Ponadto była w... ręczniku, samym ręczniku. Kiedy otworzyła oczy i mnie zobaczyła, wyjęła z uszu słuchawki, a urządzenie wyrzuciła gdzieś za siebie.
-Hej.- powiedziała poprawiając materiał, którym była okryta.
-Cześć.- odparłem, uśmiechając się na jej widok.
-Ty pewnie przyszedłeś po te rzeczy, tak?- zapytała, czerwieniąc się coraz bardziej.
-Tak, wezmę je i zaraz znikam.
-Poczekaj chwilkę.- powoli skierowała się w stronę schodów, a następnie wbiegła (bardzo szybko) na górę.
Nagle, zeszła ubrana, niosąc duże pudło.
-Jeszcze jedno, sekunda.- i znów usłyszałem kroki na drewnianych stopniach.
Rozumiem, iż zamówiliśmy "przyrządy" w pewnym sensie na zapas, ale nie wiedziałem, że wyjdzie tego, aż tyle.
-Proszę.- postawiła przede mną kolejny karton.
-Okej, to wezmę najpierw pierwsze, a potem wrócę po drugie. Mogłem wziąć samochód.
-Mogę ci pomóc, pójdzie szybciej.- podniosła jedno z pudeł.
Tak więc po chwili zmierzaliśmy w stronę mojego domu.
-----------
-To ja już będę szła.- oznajmiła, poprawiając koszulkę.
-Poczekaj muszę ci oddać klucze.- dziewczyna zbliżyła się do mnie i przez przypadek potknęła się, tym samym lądując w moich ramionach.
-Prze- przepraszam.- wyszeptała, wpatrując się swoimi pięknymi oczami w moje.
Zbliżaliśmy się do siebie, jakbyśmy mieli się zaraz pocałować, ale to piękną chwilę musiał ktoś przerwać...

--------------
Jest kolejny rozdział! Nie wiem czy wyszedł fajny, czy nie. Przepraszam za wszystkie błędy i powtórzenia, których starałam się unikać. Dziękuję za przeczytanie :) Wesołych, jeszcze trwających, Świąt Bożego Narodzenia.





poniedziałek, 23 grudnia 2013

Wesołych Świąt!

Kochani, w związku ze zbliżającymi się Świętami Bożego Narodzenia, chcę Wam złożyć najszczersze życzenia: zdrowia, szczęścia, miłości i abyście spędzili ten czas w gronie najbliższych.
Niech Nowy Rok 2014 przyniesie Wam same dobre chwile, które będziecie później z radością wspominać.

czwartek, 28 listopada 2013

Dzisiaj 28.11 !

28 listopada 2009 roku powstał najlepszy, najfajniejszy i najzabawniejszy zespół, jaki kiedykolwiek istniał. No i oczywiście, jego członkowie są tacy przystojni *-*. Takie Rusherowe, wyjątkowe święto ♥
----------
Już niedługo pojawi się 6 rozdział :)


wtorek, 29 października 2013

Rozdział 5 "Jesteście parą?"

*Weronika*

Obudziłam się oparta o ramię Jamesa. Jak przyjemnie jest widzieć go od samego rana.
-Dzień dobry.- uśmiechnął się.
-Hej.- wstałam i przeciągnęłam się.
-Wyspana?- również wstał i złożył koc, którym byliśmy przykryci.
-Chyba tak.- ziewnęłam.- Która godzina?
-Hm... 9.15.- spojrzał na zegarek w telefonie.
Dookoła, gdzie tylko nie spojrzeć, leżał popcorn, albo chipsy.
-Pomogę ci posprzątać.- oznajmiłam.
Po chwili usłyszałam ciche stąpanie po schodach. Mój wzrok od razu skierował się w ich stronę. Nagle ukazała się Pam.
-Cześć, nie przeszkadzajcie sobie, ja zeszłam tylko po butelkę wody.-brunetka w koszulce Logana wskazała na kuchnię.
Ja schyliłam się po kilka puszek leżących na podłodze. Potem także skierowałam się do kuchni .
Bez słowa minęłyśmy się z dziewczyną. Wyrzuciłam to, co trzymałam w ręce, a ona złapała przezroczystą butelkę i z powrotem ruszyła na górę. Znów wróciłam do salonu, żeby pomóc Jamesowi posprzątać.

*Pam*

Szybko pokonałam schody i weszłam do pokoju Logana.
-Mam wodę.- pomachałam trzymaną w ręku butelką.
Chłopak, leżący jeszcze w łóżku, wyciągnął ręce w geście prośby. Położyłam się obok niego i podałam mu butelkę. Pocałował mnie w policzek i wyszeptał do ucha "Dziękuję". Przykryłam się miękką kołdrą, przytulając się do jego ciepłego ciała. Ukryłam głowę w jego ramieniu, znów czując zapach tych cudownych perfum, które zawsze doprowadzały mnie do szaleństwa.
-Hej, co jest?- zapytał odkręcając korek od butelki.
Westchnęłam cicho, oplatając się rękami w okół jego boku.
-Nic, tylko mi zimno. Nie zauważyłeś, że jestem w samej koszulce, w dodatku twojej?
-W końcu ci ją dałem.
-Za co bardzo ci dziękuję.
-Wyspałaś się?- odstawił butelkę na szafeczkę.
-Może... Chociaż pewnie pospałabym dłużej, gdyby nie to, że ktoś bardzo głośno zamknął drzwi idąc do łazienki.
-Już cię za to przepraszałem, no przecież przeciąg był.

*Victoria*


Kiedy wstałam od razu skierowałam się do łazienki, a następnie poszłam się do pokoju Carlosa. Siedział na ławce, na balkonie i czekał na mnie. Uchyliłam oszklone "drzwi" i usiadłam obok niego. Bez słowa spojrzał mi głęboko w oczy i namiętnie pocałował.
-Pójdę się ubrać.- powiedziałam, gdy zimny podmuch wiatru przeszył moje ciało.
-Okej.- mruknął i zaczął wpatrywać się w pustą przestrzeń.
Złapałam swoje wczorajsze ubrania, wiszące na krześle. Po chwili przekroczyłam próg dużego, wyłożonego błękitnymi kafelkami pomieszczenia. Przez małe szparki w żaluzji nie przenikały radosne promienie słońca, było jedynie słychać ciche postukiwanie kropli deszczu o dach. Jednym słowem pogoda nie zachwycała. Szybko przebrałam się, umyłam, potem dokładnie rozczesałam włosy i związałam je w wysoki kucyk. Kiedy otworzyłam drzwi przede mną stał mój chłopak. Zeszliśmy razem na dół, gdzie byli już James i Weronika.
-Cześć.- powiedział Carlos jeszcze chrypliwym głosem.
-Hej.- odpowiedzieli jednocześnie, a potem jednocześnie się zaśmiali.

*Logan*

Gdy uwolniłem się w końcu z uścisku Pam, powędrowaliśmy do kuchni. Siedziała tam już prawie cała gromada- Victoria z Carlosem i Weronika z Jamesem. Brakowało już tylko Kendalla. Przysiadłem się do stołu, obok mnie usiadła moja piękna dziewczyna. Po chwili Victoria wstała i skierowała się w stronę blatu. Carlos natomiast poszedł do łazienki, a prawie w tym samym momencie przyszedł wspomniany wcześniej blondyn. Usiadł na przeciwko mnie mówiąc:
-Hej.- i oparł głowę na dłoni.
Brunetka, która przed chwilą wstała, szykowała sobie śniadanie. Nagle przyszedł Latynos, skradając się do swojej dziewczyny i mocno ją przytulając. Ta zaczęła się śmiać, odwróciła się i cmoknęła słodko chłopaka.
-Fuu...- zaczął Kendall.- Musicie się tutaj wymieniać zarazkami?
-Po prostu zazdrościsz.- odparłem.
-Tak, zazdroszczę. Sam zawsze źle trafiam z dziewczynami, tylko wam się poszczęściło.
Po tych słowach Weronika i James jednocześnie spuścili wzrok. Razem z Pam to zauważyłyśmy, a Carlos wskazał ich palcem i zaczął zabawnie poruszać brwiami. Oczywiście nie wytrzymał i powiedział:
-Uuu... Czuję, że coś wisi w powietrzu.
Po tych słowach blondynka siedząca obok naszego kumpla wstała i powiedziała.
-Ja pójdę na chwilę do łazienki.- wyszła z kuchni unikając z kimkolwiek kontakty wzrokowego.
Kiedy zniknęła w głębi domu zapytałem:
-Podoba ci się?- wszyscy spojrzeli się na Jamesa.
Najpierw milczał, wpatrując się w stół, ale po chwili odpowiedział:
-No, tak.- podniósł wzrok i uśmiechnął się.- Zawsze jak ją widzę, to zaczynają mi się pocić ręce, a tętno przyspiesza... Bardzo.
-Uu! James się zakochał!- wykrzyknął Kendall i zaczął się śmiać.
-Jeju, wam nie można nawet nic powiedzieć.- wstał i wyszedł z pomieszczenia.
-Musiałeś?- spojrzałem na niego z pogardą.
-Widać niektórym trudno potrzymać język za zębami.- Pam poczyniła to samo, co ja.
-Em, no wiecie, w końcu trzeba się z nim podroczyć. Pamiętacie, jak Logan zacząłeś się spotykać z Pam?
-No w sumie...- zamyśliłem się.- Ale nie musiałeś się z niego śmiać.
-Oj tam, oj tam. Przejdzie mu, zobaczysz.
-Ej, wiecie gdzie jest James?- usłyszałem po chwili znajomy głos Weroniki, która wyłoniła się zza rogu.
-Pewnie przed domem.- powiedział Carlos.
-Dzięki.- usłyszeliśmy, a potem pojawił się już tylko dźwięk zamykanych drzwi.

*James*

Mam ich już serdecznie dosyć! Przecież ona siedziała w łazience obok, musiała to usłyszeć! Nagle usłyszałem skrzypnięcie drzwi.
-Coś się stało?- zapytała niebieskooka blondynka, która usiadła obok mnie.
-A... Nic takiego.- odparłem.
-Ale dziś zimno.- powiedziała, pocierając ręce o siebie, aby je ogrzać.
-Poczekaj chwilkę.- wstałem i wszedłem do domu. Szybko pokonałem schody i wparowałem do swojego pokoju. Otworzyłem szafę, zabrałem jedną ze swoich ulubionych bluz i wróciłem na werandę.
-Proszę.- podałem Weronice ubranie.
-Dziękuję, ale na prawdę nie trzeba. Zaraz wracam do domu.
-Masz ją wziąć, bo się przeziębisz.- powiedziałem znów jak ojciec.
Z uśmiechem przeciągnęła ją przez głowę, a potem poprawiła rękawy.
-Ok, to ja już będę się zbierać. Odprowadzisz mnie?
-Jasne, tylko wezmę klucze.- znów zagłębiłem się we wnętrzu domu.
Już miałem krzyknąć: "Zaraz wracam, idę odprowadzić Weronikę!", ale się powstrzymałem. Nie chcę wysłuchiwać ich "niezbędnych" komentarzy.
-Możemy iść.- otworzyłem przed nią furtkę.
-Na śmierć bym zapomniała!- zawołała nagle.- Dokument!

*Weronika*

Kiedy trzymałam już teczkę z podpisaną umową, James ponownie otworzył przede mną furtkę. Szliśmy powoli po chodniku, towarzystwa dotrzymywał nam wiatr. Mi on nie przeszkadzał, bo chłopak idący koło mnie użyczył mi swoją pachnącą jego perfumami bluzę, z napisem "Free hugs".
-Zamierzasz jeszcze kiedyś tu przyjechać?
-Nie wiem.- utkwiłam wzrok w mijanych kawałkach kostki.- Może...
-Mhm.- mruknął jakby zamyślony.- A podoba ci się tu?
-Bardzo, ale wiesz jak to jest. Skończę studia, zacznę pracować i nie będzie czasu, żeby tu przyjechać. Chciałabym, żeby wakacje trwały na prawdę długo... Ale tak się nigdy nie stanie.
-Oj, ciesz się, że w ogóle tu przyjechałaś.- powiedział, żeby mnie rozweselić.
-A kiedy wasz koncert?- zapytałam, chcąc zmienić temat.
-W tą sobotę, czyli w tym tygodniu zaczniemy przygotowania.
Tylko im pozazdrościć. Mają talent, pieniądze i miliony fanów. Też bym tak chciała.
-A tak w ogóle w Polsce mieszkasz z rodzicami?- zapytał nagle.
-Tak, ale planuję kupić jakieś mieszkanie bliżej szkoły...
-Mhm.- kopnął jakiś kamyczek leżący na ziemi.
Nastała cisza. Skończyły się tematy do rozmowy? Nie sądzę... Brunet idący koło mnie też poczuł niezręczność sytuacji i zaczął:
-Chciałabyś gdzieś wyjść?- jego głos brzmiał niepewnie.
-Chętnie ale musiałabym się przebrać, krótkie spodenki się dziś nie nadają.
-Okej, to daj mi swój numer i się umówimy.
Podałam kolejne cyferki swojego numeru, a serce znów przyspieszyło na myśl o spotkaniu.

*James*

Mam jej numer i na dodatek się spotkamy. Jak mi się to udało? Cudem jest, że odważyłem się zagadać. Kiedy staliśmy już przed domem Martyny spojrzałem na moją bluzę, którą pożyczyłem Weronice.
"Free hugs... Hm, co mi szkodzi..."- pomyślałem.
-Można skorzystać?- wskazałem palcem na napis.
Dziewczyna spojrzała na ubranie, a po chwili ze śmiechem powiedziała:
-Tak.- i wyciągnęła ręce w moją stronę.
Jej uścisk... Mógłbym tak stać całe wieki. Gdy odsunęliśmy się od siebie oznajmiła:
-To ja już pójdę, bardzo ci za wszystko dziękuję.- otworzyła furtkę.
-Na prawdę nie ma za co, to dla mnie przyjemność. Zadzwonię później.- odparłem radosnym tonem.
-Okej.- na jej twarzy znów pojawił się uśmiech.
--------
Wracałem dziarskim krokiem do domu, zadowolony ze wszystkich dzisiejszych wydarzeń. Bardzo szybko znalazłem się na swojej posesji.
-Cześć!- zawołałem kładąc kluczyki na półce.
-Hej, a gdzie byłeś?- zza rogu wyłonił się Carlos.
-Na spacerze, coś się stało, że pytasz?
-Przywieźli farbę.- dotknął butem kilku metalowych puszek stojących przy ścianie.
Przez te ostatnie dni zupełnie zapomniałem o remoncie w moim pokoju. Jakieś pół roku temu dostaliśmy ten dom, a pomieszczenia na górze zostały do odświeżenia na koniec.
-Eh... No tak, remont... Zajmę się tym niedługo. A tej farby nie powinno być trochę więcej.
-A... Masz rację, dwa opakowania są w salonie. Ja zaniosę te, które tu stoją.
Latynos wszedł na górę, a ja pomaszerowałem do wskazanego przez kumpla pokoju. Kiedy tylko spojrzałem na kanapę, wycofałem się, dlatego, że Logan z Pam spędzali ze sobą czas na całowaniu się. Po cichu skierowałem się na górę i położyłem u siebie na łóżku. Wziąłem do ręki telefon i nagle pomyślałem:
"Gdzie ja ją zabiorę? Muszę wybrać jakieś fajne miejsce, bo filmy już stają się nudne." Gdy wreszcie wpadłem na dobry pomysł zacząłem stukać w małą klawiaturę.
-Miałabyś ochotę wyjść do restauracji?- brzmiała moja wiadomość.
-Z wielką chęcią.- dostałem odpowiedź błyskawicznie.
-Przyjdę po ciebie o 17.00.- o wiele łatwiej było mi do niej pisać, niż rozmawiać. Chociaż nie byłem, aż tak zestresowany.
-Będę czekać.- chyba przez cały ten czas wpatrywała w komórkę, bo bardzo szybko otrzymałem SMS'a.
A przynajmniej ja tak robiłem. Siedziałem, jak oszołom, nie odrywając wzroku znad ekranu, aby usłyszeć upragniony dźwięk *pip pip*.

*Weronika*

"Tylko w co ja się ubiorę?"- przeszło mi przez myśl, gdy wpatrywałam się w szafę pełną po brzegi.-"Pewnie zabierze mnie do jakiejś wykwintnej restauracji, nie mogę od tak pójść w byle czym."
Chwyciłam więc portfel i ruszyłam w stronę wyjścia.
-Wychodzę niedługo wracam!- zawołałam, kiedy założyłam buty.
-Okej!- usłyszałam z wnętrza.
-------
Gdy po odwiedzeniu prawie wszystkich sklepów z ciuchami udało mi się znaleźć coś odpowiedniego, wróciłam z powrotem do domu. Powędrowałam do swojego pokoju, powiesiłam sukienkę na wieszaku i włączyłam laptopa. Tradycyjnie weszłam na Facebook'a, a już po chwili napisała do mnie moja siostra- Kinga. (K- Kinga, W- Weronika)
K: Hej, jak tam?
W: Dobrze, a u was?
K: Może być... Opowiadaj co się u ciebie dzieje.
W: Jest super, nie ma co owijać w bawełnę. Poznałam chłopaków i byłam z Jamesem w paru miejscach, a dzisiaj idziemy do restauracji.
K: Jesteście razem?!
W: Nie... Jestem tu zaledwie 4 dni... Jakim sposobem miałabym znaleźć miłość w tak krótkim czasie?
K: A masz się w co ubrać na tą kolację? Bo z tego co wiem, zostawiłaś tą błękitną sukienkę w domu...
W: Jeżeli zniszczysz którąś z moich rzeczy to nie ręczę za siebie... Co ostatnio "pożyczyłaś"?
K: Oj, nic takiego, parę rzeczy i tyle. Oddam w idealnym stanie :D
W: No oczywiście ;D
K: Ok, ja spadam, mama woła. Zadzwoń jak wrócisz.
W: Dobrze, papa :*
Zamknęłam komputer i zeszłam na obiad, na który zawołała mnie ciocia. Po posiłku było już po 14.00. Rozpoczęłam bardzo powolne przygotowania, których pierwszą częścią była długa kąpiel.

*Pam*

Siedziałam z Loganem na kanapie oglądając telewizję, kiedy nagle przybiegł James i zaaferowany wypytywał:
-W co mam się ubrać do restauracji?- zwrócił się do mojego chłopaka.
-Ja bym się ubrał w garnitur, gdybym wychodził na przykład z Pam.- pogładził swoją dłonią moją.-A kogo zaprosiłeś?
-E... No... Ten... Weronikę.- lekko się zarumienił.
-To załóż jeansy i marynarkę.- doradził mu Loggie.
-Dzięki.- popędził jak strzała na górę.
Henderson przysunął się do mnie i lekko pocałował w usta. Ja również zbliżyłam się do niego odwzajemniając pocałunek. Po chwili pojawiła się Victoria, pytając:
-Wiecie gdzie jest Kendall? Miał pomóc Carlosowi...
-Gdzieś wyszedł...- powiedziałam lekko wkurzona. Fajnie, że mogę spędzić trochę czasu z Loganem, odpowiadając na "bardzo istotne" pytania.
-Dzięki... Już wam nie przeszkadzam. - chyba zobaczyła moją minę.
---------
-Może tak dla odmiany przeszlibyśmy się gdzieś?- powiedział, gdy bohaterka jakiegoś beznadziejnego serialu trzymała w ręku pistolet i celowała z niego do mężczyzny w kominiarce.
-Chętnie... A co proponujesz?- mężczyzna z ekranu padł na ziemię jak kłoda, wydając ostatni krzyk.
-Małe ciastko i kawa w tej fajnej kawiarence?- chyba był równie zafascynowany nagłym zwrotem akcji w tym jakże "genialnym" filmie. Oboje sto razy bardziej woleliśmy wysprzątać cały dom, niż oglądać tą tandetę.
-Okej.- jednocześnie ruszyliśmy do przedpokoju, założyliśmy buty i kurtki.

*Victoria*

Wróciłam z powrotem do pokoju Carlosa.
-Kendall wyszedł, ja ci pomogę.- puściłam z uścisku klamkę.
-Ale to jest ciężkie, chociażby ta drabina- oparł się o metalowe stopnie.
-To wyniosę te puszki.- złapałam kilka metalowych pojemników.
-Dobra, a ja pójdę po Jamesa, on też się przyda.
Powoli stąpałam po schodach, a po chwili usłyszałam głos mojego chłopaka:
-Po co się tak wystroiłeś?- zapytał ze śmiechem.
Dalszej części tej rozmowy nie usłyszałam. Kiedy znajdowałam się po raz kolejny w pomieszczeniu należącym do Latynosa, był tam też wspomniany wcześniej brunet. Wziął wszystkie leżące na podłodze pędzle i poszedł z nimi do łazienki.
-Z czego się śmiałeś?- zadałam pytanie.
-James idzie do restauracji z Weroniką...
-No i to jest powód do wyśmiewania? Ty też powinieneś mnie zaprosić!
Chłopak zamyślił się.
-Zabierz mnie gdzieś!- tupnęłam nogą jak małe dziecko.
-No dobra, dobra. Zapraszam cię do...- zrobił przerwę, jakby zapowiadał jakąś gwiazdę.- wesołego miasteczka!
Uśmiechnęłam się z triumfem.
-Ale najpierw muszę to posprzątać.- rozejrzał się dookoła.
Pokój był świeżo po remoncie, wszędzie porozkładane były gazety i opakowania. Schyliłam się po kilka zapełnionych drukiem kartek i w tym samym momencie przyszedł Maslow.
-Są już czyste, gdzie mam je położyć?- pokazał trzymane w ręku pędzle.
-Możesz je zanieść do siebie, bo teraz u ciebie malujemy.
-Okej.- odwrócił się na pięcie i wyszedł.

*Weronika*

Kiedy wyszłam z wanny, chwyciłam suszarkę i zaczęłam suszyć włosy. Rozczesałam je dokładnie i co chwila zmieniając fryzury, zastanawiając się, którą wybrać.
-Ta? Nie... A ta? Jeszcze gorsza.- gadałam sama do siebie.
Po wielu, bardzo wielu próbach zdecydowałam się na to, aby kosmyki po bokach spiąć, a resztę zostawić rozpuszczoną. W uszy włożyłam małe kolczyki, a oczy pomalowałam. Umyłam zęby, a usta lekko musnęłam błyszczykiem. Po pewnym czasie przekroczyłam próg mojego pokoju. W chwili, gdy znalazłam się bliżej zegarka, zauważyłam, że zegarek wskazywał 14.45.
"Mam jeszcze dużo czasu."- pomyślałam siadając na łóżku, jednocześnie spoglądając na wiszące na przeciwko plakaty.
Znów te same wspomnienia. Zwariowana fanka, która na same słowa "Big Time Rush" rozglądała się dookoła, by dowiedzieć się kto to powiedział. Dziewczyna wariująca na sam dźwięk ich głosów, bądź melodii piosenek. Po raz kolejny na mojej twarzy zagościł uśmiech. Spotykanie chłopaków stało się dla mnie praktycznie codziennością.
-Weronika! Chodź na chwilę!- głos cioci wyrwał mnie z zamyśleń.
-Idę!- szybko zerwałam się z pościeli i zbiegłam na dół.
Kobieta stojąca w korytarzu podała mi słuchawkę, mówiąc:
-Mama dzwoni.
Przyłożyłam telefon do ucha i jak to zawsze robię przechadzałam się rozmawiając.
-Cześć mamo.- zaczęłam.
-Hej kochanie, jak tam?- jej głos jakby lekko się załamywał.
-Dobrze, ale wszystko w porządku?
-Tak, tak. Kinga mówiła, że poznałaś jakiegoś chłopaka.- rozpoczęła inny temat.
-Jej jak zawsze można wszystko powiedzieć.
-Jaki jest? Jesteście parą? Mam nadzieję, że nie używa narkotyków.- zasypywała mnie pytaniami, a na jej ostatnie słowa odpowiedziałam ze śmiechem.
-Nie mamo. Na prawdę nie musisz się o mnie martwić. W końcu jestem już dorosła.
-Ale nadal jesteś moją małą córeczką, bez względu na wiek. Muszę już kończyć. Udanej kolacji.
-Pa!- rozłączyłyśmy się.
Dzięki mojej jakże kochanej siostrzyczce, mama będzie wiedziała o wszystkim. Oddałam cioci telefon i powędrowałam na górę. Jeszcze raz sprawdziłam godzinę 14.51. Ciągłe patrzenie na wyświetlacz bardzo wydłużało czas.
"Czyli aż tak bardzo chcę się z nim spotkać?"- sama zadawałam sobie pytania.
Kiedy tylko pomyślałam o Jamesie przeszedł mnie przyjemny dreszcz.

-------------------
I jak? Podoba się? Miałam ten rozdział skończyć na kolacji Weroniki i Jamesa, ale przez to byłby strasznie długi.
Proszę, umieszczajcie w komentarzach swoje opinie, bo są dla mnie bardzo przydatne :)

poniedziałek, 16 września 2013

Rozdział 4 "To chyba miłość"

*Weronika*
Dzisiaj obudziła mnie ciocia, bardzo głośno krzątająca się po pokojach. Przetarłam oczy i spojrzałam na zegarek stojący na małej szafeczce. "8.14"- wskazywały podświetlone cyferki. Powoli wstałam z łóżka i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je i lekko wychyliłam głowę. Siostra mojej mamy biegała po całym domu mówiąc do siebie:
-Gdzie to jest?! Przecież nie mogłam tego zgubić!
-Co się stało?- zapytałam chrypliwym głosem.
-Zgubiłam bardzo ważną teczkę. Taką pomarańczową, nie widziałaś jej?
-Nie, ale mogę pomóc poszukać.- wyszłam z pokoju i zaczęłam powoli rozglądać się wokół siebie.
Zeszłam na dół i skierowałam się do salonu. W oszklonej komodzie zauważyłam kilka książek.
"Sprawdźmy tu..."- pomyślałam i otworzyłam drzwiczki.
Pomiędzy książkami skryła się poszukiwana pomarańczowa teczka.
-Ciociu, mam!- zawołałam.
-Ojejku, dziękuję ci. Bez niej nie zrobiłabym niczego na koncert.- podekscytowana zbiegła po schodach.
-Nie ma za co, a teraz jeszcze pójdę się położyć.- powiedziałam przeciągając się.
-Dobrze, o 10 może mnie już nie być, a zapasowe klucze położę ci na stole w kuchni.
-Ok.- ziewnęłam.
Znów położyłam się do łóżka, zakopując się pod kołdrą. Szybko usnęłam.
------------------
Tym razem obudziłam się sama. Przeciągnęłam się wiedząc, że jestem wyspana. Wzięłam telefon do ręki, żeby sprawdzić, która godzina. "11.02"
"No, to czas wstać"- pomyślałam.
Poszłam do łazienki i przemyłam twarz. Uczesałam się w warkocz i umalowałam się. Ubrałam się zgodnie do pogody, przez okno do łazienki wpadały bardzo gęsto promienie słoneczne. Termometr pokazywał 35 stopni. Zeszłam po schodach na dół, a na stole zauważyłam dwie kartki. Pierwsza była listą zakupów, a na drugiej było napisane:
"Zrobiłam ci kanapki, leżą na blacie. Przepraszam, że tylko tyle, ale bardzo się spieszę."
Na talerzu leżało kilka kromek chleba. Zjadłam je, a następnie sprawdziłam listę zakupów.
"Mleko, cukier, jedna paczka ryżu, kawa..." I tak dalej. Ciocia zostawiła też pieniądze na te zakupy, więc chwyciłam kartkę, banknot i włożyłam do mojej małej torebki. Klucz, który również leżał na stole wzięłam do ręki. Wyszłam z domu i zamknęłam drzwi. Następnie rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu sklepu. Po chwili znalazłam jakiś rzucający się w oczy supermarket. Ruszyłam więc w jego stronę. Kiedy przekroczyłam oszklone drzwi przede mną rozpościerały się wyładowane po brzegi, mosiężne półki. Mnóstwo kolorowych artykułów przyciągało wzrok. Powoli zaczęłam mijać kolejne rzeczy w poszukiwaniu tych potrzebnych. Po niedługim czasie wszystko z listy było kupione. Postanowiłam wrócić z powrotem do domu. Rozpakowałam zakupy, a potem poszłam do swojego pokoju. Usiadłam przy torbie, którą zostawiłam na środku. Pierwszą rzeczą, którą z niej wyjęłam była moja teczka, znajdowały się tam plakaty z moim ulubionym zespołem, Big Time Rush. Otworzyłam ją i rozłożyłam wszystkie plakaty przed sobą. Chwyciłam taśmę i nożyczki, które również zapakowałam, a następnie powiesiłam kilka obrazków z gazet na ścianie. Chciałam, żeby ten pokój, przez te dwa miesiące wyglądał jak mój. Gdy wszystkie wisiały już na odpowiednim miejscu, stanęłam przed nimi i zaczęłam się im bacznie przyglądać.
"Dziwne. Niedawno chciałam choć raz ich zobaczyć, albo dostać ich autograf. A teraz widzę się z nimi niemal codziennie... Jednak marzenia się spełniają"- uśmiechnęłam się sama do siebie.
Stojąc tak, widziałam siebie kilka miesięcy temu, kiedy siedząc u siebie, przeglądałam gazetę. Nagle przyszła mama i powiedziała mi o propozycji wyjazdu. Bez namysłu zgodziłam się, a już po chwili skakałam ze szczęścia. Cały czas zastanawiałam się, czy to nie sen.
"To nie sen..."- znów moje usta ułożyły się w uśmiech.
W końcu "obudziłam się" i postanowiłam rozpakować się do końca. Kolejną rzeczą, którą zobaczyłam w torbie była moja lustrzanka, którą położyłam na półce. Resztę miejsca zajmowały ubrania, które szybko ułożyłam na półce w szafie. Gdy znów spojrzałam na zegarek na wyświetlaczu znajdowała się godzina: 13.00. Wtem zadzwonił dzwonek do drzwi.

*James*

Obudzili mnie Logan i Kendall, którzy od rana grali w jakieś gry i widać bardzo im się podobało. Siedzieli kilka pokoi dalej, a i tak ich słyszałem. Powoli się przeciągnąłem i wyszedłem z pokoju.
-Co się dzieje?- zapytałem stając koło nich i mrużąc oczy, gdy światło zaczęło mnie razić.
-Tylko gramy. Obudziliśmy cię?- odpowiedział blondyn nie spuszczając wzroku z ekranu.
-Tak, obudziliście. W co tak w ogóle gracie?
-W tą nową grę, co kupił Carlos.
-Mhm...- mruknąłem ziewając.
-Dzisiaj też mamy zamiar wypożyczyć film. Obejrzysz z nami?
-Mogę...- powiedziałem kierując się do kuchni.
Rozejrzałem się w poszukiwaniu czegoś, do zrobienia śniadania. Wyjąłem z chlebaka kromkę chleba tostowego, posmarowałem ją masłem i położyłem na nią plasterek wędliny. Kiedy podniosłem ją z blatu i usiadłem przy stole, zbliżył się do mnie Fox, który jeszcze nie dostał nic do jedzenia. Zjadłem szybko kanapkę, a potem nasypałem do miski pupila "psich przysmaków". Dla mnie ani nie pachną, ani nie wyglądają za smacznie, ale ważne, że psu smakuje. W chwili, gdy Fox wylizał miskę do czysta, wypuściłem go na dwór. Potem poszedłem do pokoju, wziąłem z szafy jakieś ubrania i poszedłem do łazienki się ubrać.
Gdy wróciłem do kuchni już ubrany i gotowy do wyjścia,w salonie zastałem Logana z Pam. Oczywiście siedzieli obściskując się nawzajem.
-Ej! Ja na tym blacie kładę jedzenie!-zawołałem do brunetki siedzącej na blacie i tego tam.
Oczywiście zignorowali mnie dalej namiętnie się całując.
Rozejrzałem się w poszukiwaniu Kendalla i Carlosa.Nie było ich.
-Hej, wiecie gdzie są chłopaki?-zapytałem tej parki.Ciekawe,czy mi odpowiedzą...
Oboje mi jedynie wskazali drzwi wyjściowe nie zaprzestając bliskiego kontaktu ze sobą.
-Carlos! Poczekajcie!- zawołałem wyglądając przez drzwi, gdy ich zobaczyłem.
Szybko założyłem buty i podbiegłem do furtki.
-Gdzie idziecie?- zapytałem.
-Idziemy do Martyny, przejdziesz się z nami?
-Dobra, tylko jeszcze coś wezmę.- szybko pobiegłem do swojego pokoju i wziąłem przepustkę, którą obiecałem.
-Ok, już jestem.- powiedziałem otwierając furtkę.
Wprawdzie do domu naszej menagerki jest spory kawałek, ale fajnie jest się przejść z kumplami.
-A tak w ogóle która godzina?- zapytał Kendall spoglądając na mnie.
-Hm...- mruknąłem wyjmując telefon z kieszeni.-12.10.
-Nie sądziłem, że tak długo graliśmy w tą grę.- zaśmiał się Latynos.
Nagle pomyślałem o Weronice. Znów ogarnęło mnie to przyjemne ciepło i po raz kolejny się zamyśliłem.
-James?! Słyszysz mnie?- blondyn zaczął wymachiwać dłonią przed moimi oczami.
-Tak? O co chodzi?- oprzytomniałem.
-Nie słuchałeś.- odrzekł, a jego twarz przybrała dziwny wyraz.
-No... Nie, zamyśliłem się.
-To jeszcze raz. Pytałem się ciebie, którą koszulę wybrać. Tą w niebieską czy czerwoną kratę.
-Ja bym wybrał tą niebieską..
Szliśmy dość długo, ale rozweseliły mnie słowa kolegi, kiedy po dłuższym czasie powiedział:
-O patrzcie, widać już dom Martyny.- Carlos wskazywał palcem na duży, ładny budynek.
Po tych słowach ruszyliśmy trochę szybciej i po chwili byliśmy już przy furtce.
-Ja dzwonię, wy mówicie!- wykrzyknął dla żartu, wciskając guzik od domofonu.
Po chwili w drzwiach pojawiła się Weronika.
-Już was wpuszczam!- zawołała i weszła do środka.
Po chwili byliśmy już na podwórku.
-Cześć.- powiedzieliśmy po kolei wchodząc do przedpokoju.
-Hej.- powitała nas z uśmiechem.
Dzisiaj jak zawsze wyglądała bardzo ładnie.
-Jest twoja ciocia?- zapytał Kendall.
-Nie, pojechała załatwić jeszcze jedną rzecz na koncert. A coś się stało?
-E... No wiesz, chcieliśmy się jej o coś zapytać, ale jak jej nie ma to wrócimy później.
-Przekażę, że byliście.

-Mam coś dla ciebie.- odrzekłem, trzymając w ręku przepustkę.- Proszę.
Podałem jej kartę.
-Dziękuję bardzo.- znów się uśmiechnęła.
-To my się już będziemy zbierać.- Carlos złapał za klamkę.
-Jeżeli chcecie, możecie poczekać, ale ciocia wróci dopiero koło 15.
-To pójdziemy do domu i przyjdziemy później.- kontynuował Latynos.
-Ok, już wam otwieram.-cofnęła się kawałek dalej, żeby nacisnąć przycisk od domofonu.
Już po chwili znów znajdowaliśmy się na chodniku. Szliśmy powoli rozglądając się dookoła.
-Widziałem!- zawołał nagle blondyn.
-Ale co?- zapytałem patrząc na niego ze zdziwieniem.
-Jak się na nią patrzyłeś! Od razu widać, że się w sobie zakochaliście!
Zamurowało mnie. Starałem przypomnieć sobie dzisiejsze spotkanie. Kendall ma rację, na prawdę tak było. Gdy ją zobaczyłem znów wpatrywaliśmy się w siebie, a ona uśmiechnęła się do mnie. Nie odezwałem się już do nich. Idąc myślałem tylko i wyłącznie o niej. Przez to, prawie walnąłem w słup.
Kiedy znów przekroczyłem drzwi swojego pokoju, położyłem się na łóżku i wpatrywałem się w sufit.
"To chyba miłość"- pomyślałem.
Zamknąłem oczy i dalej przypominałem sobie każdą chwilę z nią spędzoną.

*Weronika*

Gdy chłopaki opuścili podwórko, usiadłam na kanapie w salonie i zaczęłam rozmyślać. Po raz kolejny rozmarzyłam się o kilku poprzednich dniach. Pamiętałam o tym, kiedy to ustami dotknęłam jego policzka. Na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech. Wiem, że musiałam wyglądać na prawdę głupio uśmiechając się do siebie, ale...
"To chyba miłość"- pomyślałam.

Dwie godziny później...
-Weronika! Jestem!- usłyszałam trzaśnięcie drzwi.
Wyszłam z pokoju i zbiegłam po schodach.
-I co? Udało się?- zapytałam bardzo podekscytowana.
-Tak, na całe szczęście.- wyglądała, jakby bardzo jej ulżyło.
-Zrobiłam zakupy.- powiedziałam przypominając sobie o tym, co dzisiaj robiłam.
-Dziękuję ci bardzo.- odetchnęła z ulgą.- Udało się wszystko załatwić.
-Bardzo się cieszę, bo już dostałam bilet i przepustkę.- uśmiechnęłam się na sama myśl o osobie, od której je dostałam.
-Pójdę się teraz przebrać.- wskazała palcem schody i powoli weszła na górę.
Ja cały czas się uśmiechałam, nie mogłam przestać o nim myśleć. W tej chwili uświadomiłam sobie, że prawie cały czas o nim pamiętam. Rano, kiedy wstaję, kiedy jem śniadanie, gdy kładę się spać... Praktycznie co chwila. Stałam tak w korytarzu i rozmyślałam.
-Coś się stało?- padło pytanie, kiedy ciocia zeszła po schodach.
-Nie, nic. Zamyśliłam się.- oderwałam wzrok od jednego punktu, w który cały czas się wpatrywałam.
-Mam do ciebie jeszcze jedną prośbę.- oznajmiła nagle.- Czy mogłabyś się przejść do domu chłopaków, dać im do podpisania jeden dokument?
-Ok, nie ma problemu.- odrzekłam.
-Może byś coś zjadła?- po tych słowach przypomniałam sobie, że jadłam tylko śniadanie.
-No... Mogłabym.
Ciocia przygotowała na szybko "spóźniony obiad" i opowiadała, co robiła. Już wiem, że praca menagera jest bardzo ciężka. Kiedy talerze zostały puste, zgłosiłam się, żeby pozmywać. Znów pomyślałam o tym samym, co cały czas siedziało w mojej głowie od początku przyjazdu. Cały czas w mojej głowie kłębiły się te same myśli i wspomnienia. Gdy już wszystkie naczynia znalazły się w suszarce, ciocia podała mi teczkę z dokumentem i wytłumaczyła drogę do domu chłopaków. Przerzuciłam torebkę przez ramię, założyłam buty i pomaszerowałam w stronę furtki. Szłam powoli chodnikiem, rozmyślając o tych wakacjach.
"Najlepsze wakacje? A może jeszcze lepsze?"- po raz kolejny tego dnia się uśmiechnęłam.
Spojrzałam na godzinę, która wyświetliła się na telefonie. "16.04"
Po około godzinie pojawił się piękny, duży dom. Na skrzynce widniały cztery nazwiska:
"Pena, Henderson, Maslow i Schmidcht."
Po podwórku biegał Fox. Nacisnęłam guziczek od domofonu.
-Słucham?- usłyszałam znajomy głos.
-Cześć, to ja, Weronika.
-Już cię wpuszczam.
Po tych słowach usłyszałam charakterystyczny dźwięk otwierania "automatycznej" furtki.
-Cześć, przyniosłam dla was jakiś dokument do podpisania.- przekroczyłam próg i podałam Kendallowi teczkę.
-Zapraszam do środka.- chłopak wskazał wnętrze domu.

*James*

-James! Chodź zjemy obiad!- poczułem zapach popisowego dania Carlosa.
Szybko otworzyłem drzwi i pokonałem schody. Gdy dotarłem do jadalni przy stole siedziała już grupka osób. Logan z Pam, Carlos i Kendall. Przysiadłem się do stołu i wtedy "kucharz" wstał i nałożył wszystkim na talerze tortille. Wszyscy bardzo szybko zjedli swoje porcje, tak więc po chwili talerze trafiły do zmywarki.
-Ej, to jaki film chcecie obejrzeć?- zapytał blondyn.
-Może tym razem nie horror.- zaczęła Pam.
-No dobra, to może... komedia?- zapytał Logan.
-Lepsze niż jakieś "bardzo straszne" filmy.- zażartował nasz kucharz.
-No to przejdę się do wypożyczalni.- podsumował Kendall i ruszył w stronę przedpokoju.
Ja wyszedłem z kuchni i stanąłem na pierwszym stopniu, chcąc znów iść do siebie. Nagle przybiegł do mnie Fox.
-Idziesz ze mną?- spojrzałem na pupila.
W odpowiedzi radośnie zamerdał ogonem i ruszył na górę. Otworzyłem przed nim drzwi i razem weszliśmy do pokoju, potem zamknąłem je za sobą. Usiadłem na łóżku i dłonią poklepałem miejsce koło siebie, pies szybko wskoczył na pościel i przytulił się do mnie.

Dwie godziny później...

Kendall wrócił z całym maratonem filmów, więc będzie co oglądać. Leżąc z Foxem na łóżku, przysnąłem i spałem jakieś pół godziny, obudził mnie Carlos rozmawiając w pokoju obok przez telefon z Victorią. Z tego, co usłyszałem bardzo długo musiał ją namawiać, żeby przyszła. W końcu się zgodziła. Umówiliśmy się, że będziemy oglądać koło 18.00, a ja zgłosiłem się, że zrobię zakupy. Popcorn, napoje i takie tam. Zszedłem na dół i wypuściłem mojego zwierzaka na dwór.
-No dobra, to co mam jeszcze kupić?- zwróciłem się do Kendalla.
-Hm... Możesz wziąć jeszcze kilka paczek chipsów. Ale masz jeszcze czas, zobacz jakie filmy wybrałem.- podał mi kilka pudełek z płytami.
Komedia, komedia, horror (miejmy nadzieję, że prawdziwy), jakiś przygodowy, akcji i jeszcze parę.
-Mogą być.- powiedziałem odkładając opakowania na stół.
Po chwili usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. O dziwo, Fox nie szczekał, chociaż robił to zawsze gdy ktoś przechodził lub stawał koło naszego ogrodzenia.
Blondyn ruszył w stronę urządzenia, które otwiera furtkę.
-Słucham?- odrzekł do słuchawki.
-Cześć, to ja, Weronika.- usłyszałem znajomy głos z małej skrzyneczki.
-Już cię wpuszczam.
Po chwili w przedpokoju stała przed chwilą wspomniana dziewczyna.
-Cześć, przyniosłam dla was jakiś dokument do podpisania.- odrzekła podając Kendallowi teczkę.
-Zapraszam do środka.- kolega wskazał wnętrze domu.
-Cześć.- rzekłem, gdy znów się zobaczyliśmy.
-Hej.- uśmiechnęła się.- No, więc musicie podpisać i nie będę wam przeszkadzać.
-Możesz u nas zostać, dziś oglądamy filmy.- starałem się spojrzeć na nią błagalnym wzrokiem.
-Dobrze, zostanę.- znów się uśmiechnęła.
-To ja pójdę na zakupy i zaraz wracam.
-Mogę z tobą pójść?-  powiedziała to tonem małego dziecka proszącego o cukierka.
-No dobra...- mój głos za to brzmiał jak ojca, który zgodził się tą rzecz kupić.
Założyłem buty i pokierowaliśmy się w stronę chodnika. Szliśmy powoli, na początku w ciszy, ale to było tak niezręczne jak wtedy w studiu, więc postanowiłem zagadać.
-Jak ci mija pierwszy weekend za granicą?
-W miarę dobrze.- po raz kolejny uśmiechnęła się, odrywając wzrok od kostki.
-Mamy kilka filmów do obejrzenia.- powiedziałem chcąc zmienić temat.
-Mhm.- mruknęła.
Brawo dla mnie, jak zawsze wiem co powiedzieć. Znów zapanowała niezręczna cisza. Zastanawiałem się co powiedzieć. W końcu wymyśliłem:
-W piątek po pracy zabiorę cię do wesołego miasteczka, tak, jak obiecałem.
-Na prawdę nie musisz.- jeszcze raz na jej twarzy pojawił się piękny, szczery uśmiech.
-Muszę dotrzymać słowa.
-To ten sklep?- wskazała duży budynek w oddali, na frontowej ścianie wisiał napis: "SUPER MARKET".
-Tak, to tu.- przyspieszyliśmy, żeby szybciej dotrzeć na miejsce.
Po chwili znaleźliśmy się już w sklepie.
-Ok, to co mamy kupić?- zapytała spoglądając na mnie.
-Wszystko jest tu napisane.- wyjąłem z kieszeni i podałem jej złożoną w mały prostokącik listę zakupów.
Szybko przeczytała zawartość karteczki, a następnie oddała mi ją z powrotem. Rozejrzała się dookoła, a potem złapała koszyk i ruszyła w stronę jednej z półek.
-No to, chipsy, popcorn...- po kolei wyliczała wszystko, co wkładała do koszyka, kiedy do niej podszedłem.
------
Po dłuższym czasie łażenia między kolejnymi rzędami przeróżnych artykułów, dotarliśmy z pełnym koszykiem do kas. Przed nami rozciągała się gigantyczna kolejka, więc stanęliśmy na końcu i zaczęliśmy rozmawiać:
-To czym się w Polsce zajmujesz?- zapytałem.
-Studiuję, chcę mieć w przyszłości własną wytwórnię.
-Mhm. I jak długo się uczysz?
-Dwa lata. Jeszcze trzy i koniec.- kolejka powoli posuwała się do przodu. Nasze (ojeju, jak to fajnie brzmi) zakupy przesuwały się na taśmie w stronę kasjerki. Po niedługim czasie miałem już w ręku siatkę i paragon. Przeszliśmy przez przejście dla pieszych i po raz kolejny staliśmy na chodniku.
-Czyli interesuje cię branża muzyczna?- kontynuowałem temat.
-Tak, jakoś tak wyszło.
-A lubisz śpiewać?
-Tak, nawet. Ale nie tak profesjonalnie jak wy.
-Zaśpiewaj coś.- poprosiłem.
-Ja? Nie... Nie nadaję się.- wyjąkała.
-Oj, no weź...- szturchnąłem ją ramieniem.
-Może nie teraz.- wskazała na wszystkich idących ludzi. Tłumy wracające z pracy zajmowały całe chodniki.
-To zaśpiewasz w poniedziałek w studiu.- oznajmiłem.
-Muszę?- zapytała błagalnym tonem.
-Musisz.- uśmiechnąłem się.
-No niech ci będzie.- westchnęła.
------
Po jakimś czasie byliśmy już w przedpokoju.
-Jesteśmy!- zawołałem stawiając zakupy na podłodze i zdejmując buty.
-No, nareszcie.- usłyszałem głos wstającego z kanapy Carlosa.
-Tak długo nas nie było?- zapytała Weronika, stawiając buty tuż obok moich.
-Wiesz...- spojrzał na zegarek.- Jest 17.15...
-Tylko robiliśmy zakupy, kolejka była długa.- powiedziałem.
Carlos wrócił z powrotem do salonu, a ja wziąłem siatkę i poszedłem do kuchni. Moja towarzyszka pomogła mi wszystko przygotować. Porozsypywała chrupki do kolorowych misek, a ja złapałem butelkę napoju, siedem plastikowych kubeczków i zanieśliśmy to wszystko do salonu.

*Weronika*

Dzierżąc w ręku dwa naczynia z przekąskami, skierowałam się wraz z Jamesem do salonu. Na kanapie siedziały dwie dziewczyny, jedna kogoś mi przypominała, i trzech chłopaków.
-Cześć.- powiedziałam stawiając jedzenie na stole.
-Hej.- odpowiedzieli niektórzy.
-Hej.- zawtórowali im inni.
Przez chwilę rozmawiałam z dziewczyną, która siedziała przy Carlosie. Okazało się, że Victoria (tak ma na imię) była kiedyś moją sąsiadką. Wspominałyśmy, jak się razem bawiłyśmy (jak ja bym chciała wrócić do tych czasów).
-Może byśmy już zaczęli?!- przerwał nam po pewnym czasie Kendall, byłyśmy wtedy pogrążone w rozmowie.
-Ok, już.- usiadłam obok Jamesa.

*James*

Weronika usiadła koło mnie, a Kendall wstał, żeby włączyć film. Nagle przybiegł Fox, wskoczył na kanapę i położył się obok niej.
-Widać Fox cię polubił.- powiedział Logan.
-Tak? Ja po prostu lubię psy.-odpowiedziała z uśmiechem, głaszcząc zwierzaka.
-Najczęściej kładzie się obok Jamesa.- dokończył.
-O, jeżeli chcesz mogę się przesunąć.- zwróciła się do mnie.
-Nie, to mi nie przeszkadza.- uśmiechnąłem się w jej stronę.
Dziewczyna przytuliła zwierzaka, głaskała go, a jemu bardzo się to podobało. Po kilku minutach Kendall włączył film. Weronika przysunęła się nieznacznie do mnie i zaczęła oglądać. W trakcie seansu wyjęła telefon i zaczęła cichutko stukać w dotykową klawiaturę.
-Co robisz?- wyszeptałem, żeby nikomu nie przeszkadzać.
-Piszę do cioci, że wrócę później.- odrzekła, również szeptem.
Olśniło mnie, że skończymy oglądać bardzo późno i zabrałem jej telefon.
-Ej, dlaczego...
-Cii...- nie dałem jej skończyć.
Napisałem do Martyny, jako Weronika, że zostanie u nas na noc.
-Ale przecież...
-Po naszych ulicach, w nocy, kręci się bardzo dużo dziwnych ludzi. Bardzo dziwnych.- znów jej przerwałem.- Więc zostajesz na noc.
-Ale tylko będę przeszkadzać.
-Wcale nie.- dokończyłem i na tym skończyła się ta "szeptana dyskusja".
Minęło z półtorej godziny, a film powoli dobiegał końca. Następny miał być horror. I był. Tym razem straszny i to na prawdę. Dziewczyny kilka razy zasłaniały oczu, kiedy pojawiała się jakaś straszna scena. Podczas tych dwóch filmów siedzieliśmy z Weroniką prawie przytuleni do siebie.
----------
Która godzina?- wymamrotał po kilku filmach Logan.
-22.56- odpowiedział Carlos sprawdzając godzinę.- Jeszcze został nam ten film i jedna komedia.
Nikt nie był jakoś bardzo rozentuzjazmowany, wszyscy siedzieli cicho. Minuty mijały, a sceny z filmu stawały się coraz nudniejsze. Weronika usnęła oparta o moje ramię. Kendall po mojej prośbie przyniósł i koc, którym przykryłem siebie i siedzącą obok siebie blondynkę. Moje powieki stawały się coraz cięższe, a po chwili zupełnie opadły.
-Obudziłem się w środku nocy i nikogo już nie było. Tylko ja, Fox i oparta o mnie piękna dziewczyna. Wszyscy poza nami poszli na górę. Rozejrzałem się dookoła, zamknąłem oczy i zasnąłem.
---------

Mam nadzieję, że się podoba ;3
Starałam się i wydaje mi się, że wyszedł całkiem nieźle.
Dziękuję za przeczytanie.

I strój:




poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział 3 "...nasze spojrzenia znów się spotkały"

*James*

Po pobycie w kawiarni i spacerze do domu Martyny, sam również poszedłem do domu. Byłem bardzo zadowolony i nie myślałem o niczym innym, tylko o tym, że spędziłem dzisiaj superowy dzień. Nacisnąłem klamkę i wszedłem do domu.
-Cześć! Już jestem!- powitałem kolegów.
-James, jest 17.45, a zacząłeś po 14... Co tak długo?- Kendall zerkał na mnie dziwnym wzrokiem.
-Em, no...- zacząłem się jąkać.- Tak jakoś wyszło... Zaprosiłem ją na kawę i nie patrzyłem na zegarek...
-Uuu... James się zakochał!- usłyszałem głos zbiegającego po schodach Carlosa.
-Oj, daj spokój.- powiedziałem i ruszyłem w stronę mojego pokoju.
Przekręciłem klucz w drzwiach (na całe szczęście taki miałem) i położyłem się na łóżku. Nie miałem ochoty słuchać chłopaków, dlatego założyłem słuchawki, puściłem muzykę i myślałem o tym, co się dziś wydarzyło. Cały czas miałem przed oczami jeden obraz- jej piękne, niebieskie oczy w których utonąłem i jej cudowny uśmiech.
Po chwili przypomniałem sobie moment, kiedy delikatnie pocałowała mnie w policzek. Wtedy moje serce zaczęło bić znacznie szybciej.
-James, nie złość się.- usłyszałem pukanie w drzwi.
Zdjąłem słuchawki, zatrzymałem muzykę i podszedłem do drzwi. Przekręciłem klucz i otworzyłem je. Przede mną stał Carlos.
-Stary, gratulacje, masz dziewczynę.- miał zamiar się śmiać, ale się powstrzymał.
-Nie, nie mam dziewczyny.
-Ale przecież mówiłeś, że...
-Zaprosiłem ją tylko na kawę, nic więcej. Znam ją zaledwie dzień.- nie dałem mu dokończyć.
-A... Spoko.- odrzekł, już trochę ciszej.
-Nic się nie stało.- powiedziałem.
-Oglądasz z nami film?- zaczął, chcąc zmienić temat.
-Ok, a nie czekamy na Victorię?
-Dzisiaj nie przyjdzie, pojechała z rodzicami nad jezioro.
-A gdzie Logan?
-Poszedł po Pam.- wyglądał, jakby bardzo tęsknił za swoją dziewczyną, chociaż wyjechała dzisiaj po południu i wraca jutro.
Gdy w naszym domu pojawił się Logan ze swoją dziewczyną, usiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy oglądać film. Chłopaki wybrali horror. Nie był ani trochę straszny, sądziłem, że Pam będzie się przytulać do Logana, a ona siedziała niewzruszona i patrzyła się w ekran.
Po tym "horrorze" poszedłem pod prysznic, a potem do swojego pokoju. O dziwo, po chwili zasnąłem.


*Weronika*

Obudziły mnie promienie światła wpadające przez okno i świecące mi prosto w twarz. Zerknęłam na zegarek. "9.16".
"Czas wstać"- pomyślałam. Powoli zeszłam z łóżka i powędrowałam w stronę łazienki. Przemyłam twarz wodą, dzięki czemu nie byłam już tak zaspana. Nagła styczność z zimnem spowodowała, że szeroko otworzyłam oczy i nie przeszkadzało mi już światło. Rozczesałam włosy i związałam je w wysoki kucyk. Chwyciłam za szczoteczkę do zębów i nagle przypomniałam sobie wszystko z wczorajszego dnia. Ogarnęło mnie nagłe ciepło na myśl o spotkaniu.
Umyłam zęby, zastanawiając się w co się ubrać.
Wybrałam ubrania w których wyglądałam ładnie i nie były to ubrania "randkowe" (zdjęcie na dole).
-Weronika! Wstawaj!- usłyszałam nagle z dołu.
-Już nie śpię.- oznajmiłam schodząc po schodach.
-To dobrze, masz śniadanie na stole.- powiedziała wskazując na stół.
-Gdzie będzie ten koncert?- spytałam nabierając na łyżkę trochę płatków.
-Niedaleko stąd. 15 minut i jesteś na miejscu.
-Mhm.- mruknęłam przełykając śniadanie.
Po godzinie byłyśmy już w studiu. W pomieszczeniu była już czwórka chłopaków. Gdy tylko weszłam do środka, zobaczyłam James'a, który wpatrywał się we mnie. Znów pojawiło się to dziwne uczucie: serce zaczęło bić szybciej, oddech przyspieszył, a motylki w brzuchu znowu się pojawiły.
-Cześć.- powiedziałam i przeniosłam wzrok na Kendalla, tym samym zatrzymując przyjemne motylki w brzuchu.
-Cześć.- odrzekli prawie jednocześnie.
Nagle zauważyłam, że blondyn spojrzał się dziwnie na James'a i zabawnie poruszył brwiami.

*James*

Przyszliśmy do studia, a po chwili po chwili pojawiła się Martyna z Weroniką. Gdy tylko weszły do środka, nasze spojrzenia znów się spotkały. Wpatrywałem się w nią, a ona we mnie. Uśmiechnęła się do mnie i powiedziała:
-Cześć.
-Cześć.-odpowiedzieliśmy zgodnie.
Po chwili Weronika przeniosła wzrok gdzie indziej, więc spojrzałem na chłopaków. Kendall patrzył się na mnie tak, jak wtedy w domu.


*Weronika*

Dzisiaj też miałam posprzątać, więc po próbie czekałam  na "pomocnika".
"Ciekawe, kogo dziś kolej?"- pomyślałam.
Przyniosłam wszystkie potrzebne rzeczy i zaczęłam myć podłogę w studiu nagraniowym. Nagle usłyszałam skrzypnięcie drzwi, odwróciłam się, by zobaczyć, kto dziś ze mną "pracuje" i za sobą zobaczyłam...
James'a.
-Hej.- powiedział machając do mnie.
-Hej.- odpowiedziałam, znów czując to przyjemne ciepło.
Dokończyłam mycie podłogi, a potem razem ją wypastowaliśmy. Po chwili, całe studio było wysprzątane, więc zebrałam wszystkie przyrządy, których używaliśmy i zaniosłam je do schowka. Kiedy wróciłam z powrotem zapytał dość niepewnie:
-To co? Wyjdziesz dzisiaj ze mną?
-Z chęcią.- rzekłam uśmiechając się.
-Dzisiaj chcę cię zabrać do kina... Jeżeli chcesz...
-Ok, lubię chodzić do kina.- zaśmiałam się.
Szliśmy powoli, rozmawiając. James opowiadał mi o fajnych miejscach w Los Angeles. Ja opowiadałam mu o Polsce. W drodze pokazywał mi różne rzeczy. Jedną z nich było wesołe miasteczko, które wyglądało bardzo fajnie.
-Niedługo będziemy mogli się tu wybrać.- oznajmił z uśmiechem.
Odwzajemniłam uśmiech i szłam dalej.
-Opowiedz mi teraz o sobie.-przerwał nagle opowieści o mieście w którym byliśmy.
-Hm...- zamyśliłam się.- No, więc mieszkam w Polsce, co już wiesz. Lubię grać na gitarze i pianinie oraz trochę śpiewam... Nic ciekawego.
-Każdy jest ciekawy na swój własny sposób.- zatrzymał się.- No, to jesteśmy.
Przed nami rozpościerało się wielkie kino.
-Zapraszam.- James otworzył przede mną drzwi i wskazał wnętrze pomieszczenia.
Weszłam powoli, zastanawiając się, na jaki film pójdziemy.
-To na co chcesz iść?- zapytał stając obok mnie.
-Hm...- zaczęłam powoli przeciągać wzrok po kolejnych plakatach.- Możemy pójść na tą komedię.
James od razu podszedł do kasy i zapłacił. Potem zaprowadził mnie do sali kinowej i wskazał nasze miejsca. Usiedliśmy, a już po chwili wszystkie światła zgasły i zaczęły się reklamy.
-----------------------
Film na ogół był fajny i zabawny. Po wyjściu z kina ruszyliśmy tą samą drogą.
-I jak? Podobał ci się film?- zapytał.
-Tak, był bardzo fajny.
-To miało być takie powitanie w Los Angeles.
-Bardzo ci dziękuję.
-Nie ma za co.- uśmiechnął się.
Nagle usłyszałam dźwięk jego telefonu. Wyjął go z kieszeni, przeczytał szybko zawartość wiadomości i cichutko uderzał w klawiaturę, gdy odpisywał. Kiedy jego komórka z powrotem znalazła się w kieszeni, wziął z drugiej mały prostokącik. Podał mi go i powiedział:
-Proszę, to bilet dla ciebie. W poniedziałek dam ci wejściówkę za kulisy.
-Dziękuję ci.- odpowiedziałam wkładając bilecik do portfela.- Zawsze chciałam być na waszym koncercie.
Znów odprowadził mnie do domu, podziękowałam mu za fajnie spędzony dzień i pomachałam na pożegnanie.
-------------------
-Cześć ciociu.- powiedziałam wchodząc do mieszkania.
-Cześć.- odpowiedziała zapisując coś na kartce.- Jutro muszę coś zawieźć, jest to potrzebne na koncert, zostaniesz sama?
-Tak, nie ma problemu. Rozpakuję się do końca.- oznajmiłam przypominając sobie o torbie, którą zostawiłam na środku pokoju.
-Dobrze, mam jeszcze do ciebie jedną prośbę... Czy mogłabyś zrobić jutro zakupy? Zrobiłam listę.- zaczęła wymachiwać karteczką, którą zapisała.
-Ok.- nagle dostałam SMS'a.- Teraz pójdę do pokoju.- rzekłam wpatrując się w ekran.
Szłam powoli po schodach czytając zawartość wiadomości.
"Jak tam? Mam nadzieję, że dobrze się bawisz.
~mama"
Otworzyłam pomieszczenie i usiadłam na łóżku.
"Wszystko dobrze, bawię się świetnie."- odpisałam.
Byłam w kinie i kawiarni z członkiem BTR i poznałam cały zespół, a także dostałam bilet na ich koncert. Jest jeszcze lepiej niż "świetnie".
Odłożyłam telefon na półkę i położyłam się na łóżku. Ponownie myślałam o dniu wczorajszym, nie zapominając o dzisiejszym. Nagle naszła mnie ochota na spacer, więc wyszłam z pokoju i poszłam do kuchni.
-Ciociu, idę się przejść.- powiedziałam wchodząc do przedpokoju.
-Dobrze, tylko nie wróć za późno.- odpowiedziała ze śmiechem.
Założyłam tramki i pokierowałam się w stronę parku.

*James*

Gdy wróciłem do domu czekał na mnie mój kochany pies- Fox.
-Już jestem!- krzyknąłem głaszcząc pupila.
-James, chodź! Mam już wejściówki!- usłyszałem Kendalla z wnętrza salonu.
-Już idę.- powiedziałem zdejmując buty i kładąc na podłodze.
Blondyn miał rozłożone na ławie 8 wejściówek za kulisy. Koło niego siedzieli też Carlos i Logan.
-To ja biorę jedną dla Pam.- powiedział ten drugi i wziął do ręki plakietkę.
-Ja jedną dla Victorii.- oznajmił Latynos.
-To ja też wezmę.- odrzekłem, wziąłem przepustkę z myślą o Weronice.
-Ok, a dwie muszą zostać dla Martyny i John'a. Czyli zostają jeszcze trzy.
Przyglądaliśmy się wszyscy ławie, każdy myślał, dla kogo zostawić kartę.
-Kendall, a ty nie masz kogoś do zaproszenia?- zapytałem.
-Ja? No nie wiem...- zamyślił się.
-Możemy zaprosić siostrę Pam.- powiedział nagle Logan.
-I brata Victorii.- dołączył Carlos.
Sprawę z przepustkami mieliśmy załatwioną. Po chwili Foxowi zachciało się wyjść na spacer. Przypiąłem mu smycz i otworzyłem drzwi.
-Wychodzę do parku!- krzyknąłem i ruszyłem w drogę.
Piesek szedł zadowolony, prowadząc mnie do jego ulubionego miejsca. Gdy przeszliśmy przez dużą bramę, spacerowaliśmy obok wielu krzaczków i drzew. Nagle Fox bardzo przyspieszył, przez co smycz wypadła mi z ręki. Zacząłem go gonić, mijając wiele ścieżek, w końcu się zatrzymał. Złapałem go i rozejrzałem się dookoła. Zauważyłem Weronikę przechadzającą się jedną z dróżek.
-Cześć.- zawołałem.
-O, hej.- odpowiedzia zaskoczona, gdy podbiegłem do niej. -To twój pies?- wskazała na Foxa.
-Tak, wabi się Fox.
-Jaki jesteś piękny.- zwróciła się do psa, kucając przy nim i głaszcząc go.
-Mam tą przepustkę za kulisy tylko zostawiłem ją w domu.- oznajmiłem patrząc jak powoli wstaje, a następnie mnie przytula.
-Dziękuję ci.- powiedziała, patrząc mi prosto w oczy.
-To na prawdę nic wielkiego...
Po tych słowach pocałowała mnie w policzek i odrzekła:
-Muszę już iść, dziękuję ci.- pomachała mi i opuściła park.
Po powrocie do domu nakarmiłem pupila i poszedłem pod prysznic. Po szybkiej kąpieli, położyłem się do łóżka i bardzo szybko zasnąłem.
-------------------
Mam nadzieję, że się podoba ;3 Sądzę, że trochę się poprawiam przy pisaniu :D

Krzaczki w parku dedykuję mojej koleżance z klasy :D. Obiecałam to wstawiam :)

I strój:

wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział 2 "Pierwsze spotkanie"

W moim opowiadaniu Weronika będzie rozmawiać często po anigelsku, ale dialogi będą zapisane po polsku.
-----------------
*Weronika*

Ich uśmiechnięte twarze pokazały się jako pierwsze. Byłam w siódmym niebie.
-Cześć.- zaczęłam.
-Hej, zapraszamy do środka.- powiedział James, wskazując wnętrze pokoju.
Studio było bardzo duże. Pokaźna konsola i mnóstwo instrumentów, to przyciągało uwagę w pomieszczeniu. Ciocia powiesiła torbę na haczyku.
-Jestem Weronika.- przedstawiłam się.
-Ja jestem Kendall.- oznajmił jeden z nich.
-Nie musicie się przedstawiać, znam wasze imiona.- uśmiechnęłam się.
Wszyscy odwzajemnili uśmiechy.
-Ok, dziś John się spóźni, więc zaczniemy bez niego, idźcie się przygotować.- odrzekła ciocia.
-To my zaraz przyjdziemy.- oznajmił Logan.
Wyszli ze studia.
-Zdenerwowana?- zapytała ciocia.
-Może troszkę...- zarumieniłam się.
Po chwili wrócili przebrani w inne stroje. Ciocia podała im mikrofony i otworzyła im drzwi do pokoju nagraniowego.
-To od czego zaczynamy?- padło pytanie.
-Może od "Boyfriend"?
-Ok.
Włączyłam radio z podkładem. Następnie usiadłam koło cioci i uważnie przyglądałam się jak chłopaki zaczęli podrygiwać w rytm muzyki. Zaczął Kendall. Reszta tańczyła za nim. Kolejna zwrotka została odśpiewana przez Jamesa. Po chwili piosenka się skończyła, zatrzymałam podkład.
-I jak?
-Było świetnie!- wykrzyknęłam.
Po skończonej próbie do studia wszedł jakiś mężczyzna.
"To pewnie John"- pomyślałam.
-Dzień dobry.
-Dzień dobry.- odpowiedział z uśmiechem.-Ty pewnie jesteś Weronika?
-Tak, to ja, miło mi.
-Mi również.- podał mi rękę.
Pan John poćwiczył jeszcze trochę nad muzyką z chłopakami. Tak właśnie mijał mój pierwszy dzień w Los Angeles.
-----------------
Wybiła 14.00. O tej porze wszyscy szli na obiad. W stołówce było pełno ludzi. Szum głosów przeszkadzał w porozumieniu się z ciocią. W końcu znalazłyśmy odpowiednie miejsce. Znajdowało się na końcu, z dala od hałasów, gdzie ciocia mogła mi wszystko wytłumaczyć.
-John jedzie porozmawiać na temat zbliżającego się koncertu. Ja też muszę z nim jechać.- zaczęła ciocia.- Czy mogłabyś zostać tą godzinkę w studiu i posprzątać?
-Nie ma problemu.- oznajmiłam.-W końcu przyjechałam tu, żeby ci pomóc.
-W razie czego zostawiam ci klucze, gdyby coś miało się przedłużyć.- położyła je na stoliku.
-Ok, nie ma problemu.- przysunęłam kluczyki do siebie.
-Chłopaki zostają. Ustalili pomiędzy sobą, że codziennie któryś będzie ci pomagał przy sprzątaniu. Ciągną losy, czy coś w tym rodzaju.- sięgnęła po widelec i zaczęła przyglądać się dziwnie wyglądającej potrawie, którą podali nam na obiad.
-Ja i sama bym sobie poradziła, ale jak ustalili, to niech tak będzie.- uśmiechnęłam się, a następnie postanowiłam spróbować obiadu.
"Raz kozie śmierć."- pomyślałam.
-----------
Na ogół nie był taki zły, choć oczywiście moja mama gotuje lepiej. Gdy oddałyśmy talerze, drzwi do stołówki otworzyły się z impetem.
-Martyna, chodź, nie ma czasu!- John chwycił ciocię za rękę.
-Jak posprzątasz możesz wracać do domu.- powiedziała, wychodząc już ze stołówki.
-Dobrze, poradzę sobie. Pa!- krzyknęłam i ruszyłam w stronę studia.
-Pa!- usłyszałam, a po chwili drzwi głośno się zamknęły.
Szłam długimi, krętymi korytarzami w poszukiwaniu schowka.
"Miejmy nadzieję, że nie zgubiłam drogi do studia"- pomyślałam lekko zaniepokojona.
Na całe szczęście znalazłam i schowek, i studio. Postawiłam wszystkie pierdoły wzięte ze schowka na podłodze, oparłam dłonie na biodrach i zaczęłam badawczo przyglądać się pomieszczeniu. Zastanawiałam się od czego zacząć sprzątanie. Postanowiłam umyć podłogę w pokoju nagrań. Zebrałam wszystkie instrumenty i schowałam w pokoju do tego przeznaczonym. Chwyciłam mop i wiadro, a następnie zaczęłam myć podłogę. Po skończeniu tej roboty usłyszałam, że ktoś wszedł do studia.
-Cześć, mam ci dzisiaj pomóc.- powiedział James dość niepewnie.
-Hej, ok.- uśmiechnęłam się bardzo zdenerwowana, ponieważ mój idol miał mi pomóc sprzątać w jego studiu. Dziwna i niezręczna sytuacja. Nagle nasze spojrzenia zetknęły się. Wpatrywał się we mnie swoimi pięknymi, brązowo-zielonymi oczami. Staliśmy w milczeniu Patrząc się na siebie przez jedną, krótką chwilę, która zdawała się trwać całe wieki. Serce waliło mi jak oszalałe, za to oddech zdawał się zatrzymać. Po chwili James odwrócił głowę, postanowiłam zrobić to samo.
-Musimy posprzątać.- zaczął, a jego głos brzmiał tak, jakby był zdenerwowany.
-Tak, to prawda.- odezwałam się i wtedy zauważyłam, że mój wcale nie brzmi lepiej.
Chwyciłam za szmatkę i zaczęłam bardzo szybko wycierać kurze z półek. Ukradkiem spojrzałam na James'a. Również bardzo szybko wykonywał robotę. Ta dziwna, krótka chwila zmieniła wszystko dzisiejszego dnia.
 Kiedy kurze były już wytarte, postanowiliśmy zająć się pastowaniem podłogi. Atmosfera była już tak gęsta, że nie mogłam wytrzymać i po prostu musiałam się odezwać. Nie ważne co, byle by coś powiedzieć.
-Ładna dziś pogoda, prawda?- w tym momencie miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
-E... No, może być...- w tym momencie na jego ustach pojawił się nikły uśmiech.-To co, ile zostajesz w Los Angeles?
-Do końca sierpnia, potem wracam do Polski.- oboje rozmawialiśmy już pewniej, zdecydowaniej i odważniej.
Przy tej miłej pogawędce sprzatanie upłynęło nam szybciej. Nagle mój telefon zaczął dzwonić.
-Halo?
-Cześć.- usłyszałam ciocię.- Rozmowa o koncercie nam się przedłuży, więc możesz wracać do domu.
-Ok, już skończyliśmy.
-Dobrze, muszę kończyć. Pa!
-Pa!- rozłączyłam się.
Położyłam telefon z powrotem na półce. Zebrałam wszystkie detergenty i wyszłam ze studia. Podążałam w stronę schowka, gdy nagle usłyszałam za sobą czyjeś kroki. To był James.
-Mam do ciebie pytanie.- przyspieszył, żeby iść obok mnie.- Dałabyś się zaprosić do kawiarni?
-Bardzo chętnie.- uśmiechnęłam się.
 Chłopak przeniósł swoją uwagę na wó  zek woźnego. Po chwili wypchnął go na korytarz.
-Co ty robisz?- obserwowałam jego ruchy z wyraźnym rozbawieniem.
 James wskoczył do środka i zawołał w moją stronę:
-Popchnij mnie!
 Zaśmiałam się krótko i posłusznie rozpędziłam go po korytarzu. Po chwili zamieniliśmy się miejscami i to ja siedziełam w wózku. Śmialiśmy się bez przerwy nawzajem wożąc się po całym studiu.
-No dobra, starczy tego dobrego...- powiedziałam uspokajając się w końcu.
James odstawił wózek na miejsce. Zamknęliśmy za sobą drzwi studia śmiejąc się dalej z tego, co się dzisiaj działo.
-No to jak? Idziemy do kawiarni?- zapytał.
-Mhm.- mruknęłam.
Usiedliśmy przy jednym stoliku, piliśmy kawę i rozmawialiśmy. Dowiedziałam się o nim bardzo dużo. Po chwili dostałam SMS'a.
"Będę w domu o 17.00
-ciocia"
-Macie już załatwiony koncert.- powiedziałam podnosząc wzrok znad ekranu.
-To dobrze, przyjdziesz?
-Jeżeli bedę mogła... Bardzo bym chciała, ale nie wiem, czy uda mi się kupić bliet.
-Bilet? Przyjechałaś do swojej cioci do Los Angeles, która jest menagerem Big Time Rush i spędzasz z nimi czas w ich studiu i nie wiesz, czy dostaniesz bilet? Postaram się załatwić ci nawet przepustkę za kulisy.
-Bardzo ci dziękuję. Wiesz, chyba muszę już iść.
-Ok, odprowadzę cię, ale pójdziesz dopiero wtedy, jak obiecasz, że jutro też ze mną gdzieś wyjdziesz.
-Z chęcią.- zarumieniłam się.
James otworzył przede mną drzwi kawiarni. Szliśmy cały czas się śmiejąc i rozmawiając. Bardzo szybko pojawił się dom cioci. Zatrzymaliśmy się przy furtce.
-Dziękuję ci za dzisiejszy dzień.- oznajmiłam.
-Nie ma za co.-uśmiechnął się.
Zbliżyłam się do niego i pocałowałam go w policzek. Serce ponownie biło mi jak oszalałe, pojawiły się też motylki w brzuchu.
-Do zobaczenia jutro.- rzekłam naciskając klamkę.
-Cześć.- pomachał mi na pożegnanie.
Otworzyłam zamek, tym samym spostrzegając, że cioci nie ma. Weszłam po schodach do  "swojego" pokoju. Położyłam się na łóżku i zdałam sobie sprawę, że spędziłam czas z swoim idolem. Przytaczałam sobie wszystkie "pamiętne" momenty, które przyprawiały mnie o miłe dreszcze. Przypomniałam sobie jego brązowo-zielone oczy, które wpatrywały się we mnie przy pierwszym spotkaniu, cudne, ciemno brązowe włosy i piękny uśmiech.
Ze "snu na jawie" wyrwała mi ciocia. Przyszła do mnie i opowiadała, co robiła załatwiając koncert. Potem zjadłyśmy razem kolację i obejrzałyśmy długi film. Za bardzo nie pamiętam o czym był, bo rozmarzyłam się o następnym dniu.
C.D.N.



czwartek, 18 lipca 2013

Rozdział 1 "Witaj Los Angeles"

*Weronika*

Gdy dojechałyśmy na lotnisko i wsiadłyśmy do samolotu, usnęłam. Podróż dzięki temu minęła mi szybko. Obudziłam się pod koniec lotu.

-Za chwilkę lądujemy- usłyszałam z głośników.
Ciocia spojrzała się na mnie.
-No i jak czujesz się w Los Angeles?
-Jest super.- odpowiedziałam z uśmiechem.
-------------
-No to mój dom!- wyrzuciła z siebie ciocia po otworzeniu drzwi.- Może Ci się wydawać mały, ale cóż...
-Mały?- zapytałam przyglądając się willi wielkimi oczami.
-Twój pokój jest na górze. Ma twoje imię przyklejone na drzwiach, więc chyba bez trudu go znajdziesz. Ja przygotuję coś do jedzenia.
Posłusznie ruszyłam na górę. Przeszłam długim korytarzem i trafiłam na drzwi z napisem "WERONIKA". Nacisnęłam klamkę, a drzwi posłusznie ustąpiły mi miejsca. Przede mną widniał piękny, duży pokój z malowniczym widokiem na ogród wraz z basenem. Wszystkie meble idealnie pasowały do koloru ścian. Jednym słowem, to pomieszczenie było cudne.
Ogólnie cały ten wyjazd był cudny. W najbliższym czasie miałam poznać swoich idoli- Big Time Rush.
-Weronika, chodź zjemy!- usłyszałam nagle głos cioci.
Zbiegłam na dół, jadalnia również nie była zwyczajna.
-Za trzy godziny jedziemy do mojej pracy- powiedziała ciocia podając mi talerz kanapek.
-Dobrze, ale czy na pewno nie będę tam przeszkadzać?- zapytałam dość niepewnie.
-Ależ oczywiście, że nie! Nawet mi pomożesz...
Uśmiechnęłam się. Po zjedzeniu poszłam do "swojego" pokoju. Kiedyś w końcu trzeba się rozpakować. Gdy moja walizka została pusta usiadłam na przeciwko szafy. Pomyślałam, że skoro mam spotkać gwiazdy to muszę jakoś wyglądać. Po 15 minutach wybrałam coś, co mi pasowało (zdjęcie stroju na dole). Wzięłam rzeczy ze sobą i poszłam do łazienki. Zamurowało mnie. W łazience zastałam NAWET jacuzzi.
Przebrałam się i umalowałam. Spojrzałam na zegarek. Zostały dwie godziny. Znów usłyszałam ciocię:
-Weronika wyjedziemy wcześniej! Muszę coś jeszcze załatwić w pracy!
-Dobrze ciociu, już idę!
Włożyłam do torebki najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyłam do drzwi. Ciocia już tam czekała. Ruszyłyśmy w stronę wytwórni.
------------------
Gdy dotarłyśmy na miejsce ciocia zamknęła samochód i otworzyła duże, szklane drzwi. Szłyśmy przez dłuższą chwilę jakimiś korytarzami, aż nareszcie dotarłyśmy do drzwi na których było napisane
"BIG TIME RUSH" Otworzyła mi ciocia, a przede mną stali ONI.
C.D.N.
Mam nadzieję, że się podoba ;3
A to ten strój:



sobota, 13 lipca 2013

Wstęp

-Weronika! Wstawaj!- usłyszałam głos mamy.

-Jeszcze chwilka!- zaczęłam marudzić i przytuliłam się do poduszki.

-Ciocia już czeka!- moja mama potrafiła mnie przekonać.

Z tą właśnie ciocią, o której wspominała mama miałam wyjechać do Los Angeles.

-Ciocia?! Już idę!- zaczęłam w pośpiechu zbierać ubrania i zamknęłam się w łazience.

Nagle mama zaczęła się śmiać.

-Cioci jeszcze nie ma, spokojnie. Masz całą godzinę.

-Bardzo śmieszne.- odrzekłam przez drzwi.

Ubrałam się i umyłam. Trochę błyszczyku i tuszu, i już byłam gotowa. Byłam bardzo podekscytowana na myśl o wyjeździe. Wzięłam małą torebkę i tam wrzuciłam telefon, chusteczki oraz jeszcze kilka szpargałów. Podniosłam walizkę i pociągnęłam ją za sobą. Postawiłam mój bagaż przy ścianie i usiadłam do stołu.

-A wy kiedy przyjedziecie?- zapytałam sadowiąc się na krześle.

-Za dwa tygodnie.- powiedział z uśmiechem tata.

-Na dwa tygodnie.- dokończył mój młodszy brat.

Gdy tyko zjadłam śniadanie usłyszałam samochód.

-O to na pewno ciocia.- powiedziałam i uściskałam rodziców na pożegnanie. Bratu powiedziałam tylko "pa", bo nie dał się przytulić.

Wyszłam szybko na podwórko z torbami. Z taksówki wybiegła ciocia i się ze mną przywitała.

-Cześć ciociu.- powiedziałam podając jej walizkę.

-Cześć kochanie, wsiadaj do auta.- powiedziała wskazując drzwi.

Potem usiadła koło mnie i zaczęła mi opowiadać, gdzie jedziemy. Ja jeszcze zdążyłam pomachać rodzicom.



Mam nadzieję, że wstęp Was zaciekawił i liczę, że będziecie czytać dalej :)

Witajcie!

Oto mój nowy blog. Znajdziecie na nim opowiadanie o moim ulubionym zespole- Big Time Rush. Mam nadzieję, że tekst będzie ciekawy i wciągający. Główna bohaterka- Weronika;3 wyjeżdża na wakacje, do Los Angeles, gdzie spełniają się jej marzenia. Miłego czytania :)

~Weronika