czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział 6 "Ona wcale nie jest moją dziewczyną!"

Rozdział ten dedykuję mojej koleżance z klasy- Natalce, która często przypominała mi, żebym dokończyła ten wpis :D Tak więc miłej lektury.
Blog Natalki:
http://www.followyourheart12.blogspot.com


*Kendall*

Ja to mam dużego farta. Bardzo... Pewnie teraz chłopaki spędzają czas ze swoimi wybrankami... A ja? No tak... Mogę spędzać czas sam. Co za szczęście. Wszystkie dziewczyny chcą ze mną chodzić tylko dla sławy, tak jak to się po raz kolejny okazało przed chwilą. Kiedy tylko przekroczyłem próg przedpokoju usłyszałem:
-O Kendall! Jak było?
-Eh, lepiej nie mówić.- usadowiłem się na kanapie.
-Czyli znów to samo?- zapytał Carlos.
-Mhm.- mruknąłem.-Chyba nigdy nie znajdę dziewczyny.
Cała gromada będąca w domu (poza Jamesem) usiadła obok mnie.
-Nie przejmuj się.- Pam próbowała nadaremnie mnie pocieszyć.
Wszyscy wpatrywali się we mnie jak jacyś psycholodzy, szukający odpowiednich słów.
-To samo mówił James, a w końcu kogoś znalazł.- olśniło nagle Logana.
Chwila... Czyli James i Weronika są... parą?
-Kogo?- zadałem pytanie chcąc się upewnić.
-To ty nic nie wiesz? Zachowujesz się tak, jakby miesiąc cię w domu nie było.
-Czyli udało mu się ją poderwać?
-Jasne, już niedługo nie będą mogli wzroku od siebie oderwać! I ty też niebawem sobie kogoś znajdziesz.- dodał jeden z "lekarzy".
-No w sumie... W końcu jestem taki atrakcyjny.- podsumowałem.
-Tak, oczywiście.- zaśmiał się Pena.
Po chwili przybiegł James z dwiema koszulami w ręku.
-Którą mam założyć?
-Ja wybrałbym tę drugą.- powiedział Henderson wskazując ubranie.
-Dzięki.- z powrotem skierował się na piętro.
-Co on robi? Wybiera się na jakąś galę czy jak?
-Idzie ze swoją dziewczyną do restauracji.- odparł któryś z chłopaków.
-Ona wcale nie jest moją dziewczyną!- usłyszeliśmy z góry głos Maslowa.
A ja? No tak... Ja mogę się cieszyć samotnością. Nie ma to jak fart. Chociaż, może w końcu kogoś znajdę... Może...

*Weronika*
Kiedy wybiła godzina 16.00 zaczęłam już na poważnie się przygotowywać. Chwyciłam sukienkę oraz paczkę z rajstopami i pobiegłam do łazienki. Przebrałam się, pomalowałam i poprawiłam włosy. Następnie z powrotem wróciłam do "swojego" pokoju. Znalazłam moją ulubioną i uważaną za szczęśliwą bransoletkę, którą po chwili zapięłam na nadgarstku.
"Obyś przyniosła mi szczęście"- powiedziałam w myślach do biżuterii.
Tak, czułam się bardzo dobrze. Tylko gadałam do kawałka metalu. Nic takiego.
"I już? Na prawdę? Tak mało czasu potrzebuję na przygotowanie się? Równie dobrze mogłam zacząć 5 minut przed 17..."- pomyślałam przeglądając się w lustrze.
Usiadłam na łóżku, bardzo powoli, żeby nie pognieść ubrania. Kolejny raz wpatrywałam się w zegar, wkurzona, że ta wskazówki nie poruszają się szybciej. Siedziałam cicho, ze wzrokiem utkwionym w jeden, obrany przeze mnie punkt.
"Eh... No to sobie poczekam."- moim myślom wtórował dźwięk urządzenia. Tik, tik...

*James*

Gdy zegarek w końcu wskazał godzinę 16.00, założyłem marynarkę i spojrzałem na leżącego na moim łóżku psa.
-No i co sądzisz Fox?- zwróciłem się do szczeniaka.
W odpowiedzi uniósł lekko pyszczek, spojrzał na mnie i ponownie ułożył się na pościeli. Eh... Może ktoś inny doceni moje wyczucie stylu...
Po niedługim czasie wyszedłem z domu. Po drodze wszedłem do kwiaciarni i kupiłem jedną, najładniejszą różę. Tak mi się przynajmniej wydaje, bo w końcu jestem facetem. Zbliżając się do domu Martyny, coraz bardziej się denerwowałem. Kiedy stałem już przy ogrodzeniu odetchnąłem i nacisnąłem guziczek od domofonu. Bardzo szybko furtka otworzyła się, a ja wszedłem na podwórko. Drzwi frontowe otworzyła mi właścicielka mówiąc:
-Chodź do środka, Weronika zaraz zejdzie.
Pod nosem mruknąłem tylko "Hej", a po chwili farbowana blondynka zniknęła we wnętrzu mieszkania. Trzymany w ręku kwiat trząsł się jak galareta, co oznaczało, że dłonie trzęsły mi się tak samo. Nagle usłyszałem kroki na schodach. Nie mogłem znaleźć odpowiednich słów, żeby opisać, jak pięknie wtedy wyglądała. Tak pięknie, że aż za bardzo. Gdy staliśmy już obok siebie zdobyłem się na odwagę, aby powiedzieć:
-Cześć, to dla ciebie.- podałem jej "przedmiot" trzymany w ręku, a przez przypadkowe zetknięcie się naszych palców, ogarnęło mnie przyjemne ciepło.
Nie minęła minuta, a dziewczyna wróciła bez małej roślinki, zakładając sweter.
-Możemy już iść.- odparła cicho.
Kiedy szliśmy w stronę restauracji, po raz kolejny zapanowała niezręczna cisza. Wprawdzie spotkaliśmy kilka moich fanek, które wcale nie były cicho, ale chodzi mi o tą ciszę między mną, a Weroniką. Ile można? Znudziło mi się ciągłe milczenie. Ale może to wszystko spowodowane jest zdenerwowaniem? Tylko skąd u mnie zdenerwowanie? Może bardzo się w niej zakochałem? Tylko, że mało o niej wiem, za mało...
-Czyli chcesz zostać menagerką?- udało mi się przemóc i cokolwiek powiedzieć.
Oderwała wzrok od chodnika i przestała poprawiać rękawy swetra.
-Tak. Jak byłam mała chciałam zostać wieloma osobami, ale gdy musiałam się w końcu zdecydować, wybrałam ten zawód.
-A kim jeszcze chciałaś zostać?
-Oj, trochę tego było. Nauczycielka, pisarka, piosenkarka i aktorka. Tymi się najbardziej interesowałam. Ale będąc małą dziewczynką planowałam niestworzone rzeczy.
-Na przykład?
-Na przykład myślałam, że jak zostanę żoną księcia, to będę księżniczką, będę mieszkała w zamku i w ogóle.- powiedziała ze śmiechem.- Ale wiesz, z czasem mi przeszło.
-Już nie chcesz zostać księżniczką?- zapytałem, z udawanym zaskoczeniem.
-Nie, raczej nie.
Resztę drogi zajęły nam właśnie takie bardzo mądre i poważne rozmowy. Przynajmniej coś wymyśliłem i jestem z siebie dumny.
-Madame.- otworzyłem przed dziewczyną drzwi, jak gentelman.
Po chwili siedzieliśmy już przy stoliku, rozmawiając, jakbyśmy znali się od wieków, choć tak naprawdę spotkaliśmy się prawie 4 dni temu.
-Lecz moim największym marzeniem było spotkać wasz zespół.- kontynuowała rozmowę, którą zaczęliśmy w trakcie drogi.
-Czyli wierzysz, że marzenia się spełniają?
-Nigdy nie przestałam.
-Co podać?- konwersację przerwał nam młody kelner, zapewne dorabiający w wakacje.
Bardzo szybko zapisywał słowa, gdy dyktowałem mu, co zamawiamy.
-To wszystko?- poprawił nerwowo okulary.
-Tak, dziękuję.- odszedł, prawie potykając się o krzesło.
----------
Później, najedzeni, ruszyliśmy na spacer po parku. Szliśmy powoli między alejkami, nie przerywając opowiadania sobie nawzajem o różnych rzeczach. Nagle poczułem podmuch wiatru, na co dziewczyna idąca obok, zadrżała z zimna.
-Chcesz marynarkę?- zaproponowałem.
-Nie, wystarczy, że mam w domu twoją bluzę, którą muszę ci oddać.
-Masz.- zarzuciłem jej ubranie na ramiona.- A co do tej bluzy, przynajmniej będę miał pretekst, żeby wpaść.
Uśmiechnęła się pod nosem i poprawiła materiał.
-A! Prawie zapomniałem.- zawołałem.- Chłopaki mnie prosili, abym ci przekazał, że John prosił, żebyś jutro posiedziała w domu.
-Okej.- powiedziała radosnym tonem, trochę innej reakcji się spodziewałem.
-Nie przeszkadzasz nam, tylko chodzi o to...
-Na prawdę  nie jestem zła.- przerwała mi.- To wasze studio, a ja przychodzę tam tylko dlatego, iż chcę się czegoś nauczyć.
"Uf... to dobrze."- pomyślałem.
-Wiesz, ja już chyba będę się zbierać.- spojrzała na zegarek w telefonie.
-Dobra, odprowadzę cię.
Po niedługim czasie Weronika była już u swojej cioci, a ja witałem się z Foxem, który szalał ze szczęścia, kiedy mnie zobaczył.
-No i jak się udała randka?- usłyszałem, gdy wszedłem do salonu.
-To wcale nie była żadna randka!- nie dało się nie zauważyć rozbawienia na twarzach domowników.
-Oj, no weź, przecież wszyscy wiemy, że ona podoba się tobie, a ty jej.
-Ja? Jej?- zapytałem z niedowierzaniem.
-No oczywiście. Jeszcze tego nie zauważyłeś?- pytaniem na pytanie odpowiedział Kendall.
W tym momencie przypomniałem sobie wszystkie chwile, w których wpatrywaliśmy się w siebie jak zaczarowani. Może...
-Ale ja nawet nie wiem, czy ona ma chłopaka.- olśniło mnie.
-Na serio? Odkąd przyjechała, wychodzicie gdzieś codziennie, a ty jeszcze się o to nie zapytałeś?
-Nie.
-To się w końcu odważ. Jeśli chcesz z nią chodzić, to musisz to wiedzieć.
-Ok, postaram się.- po tych słowach pomaszerowałem do siebie.
Usiadłem na łóżku i rozejrzałem się dookoła. Gazety, folie, farby... Już mam dosyć tego remontu, chociaż wcale go nie zacząłem. Lecz jeśli nie chcę posiadać różowych ścian, to muszę je przemalować. Ta... Ten pokój należał wcześniej do jakiejś dziewczynki.

*Weronika*

Kiedy wróciłam do pokoju należącego tymczasowo do mnie, usiadłam na łóżku, chwyciłam komórkę i wybrałam numer Kingi. Ledwo minął pierwszy sygnał, a ja już usłyszałam:
-I jak było?
-Było cudownie. Tak wyjątkowo.
-Opowiedz mi wszystko. Z naciskiem na wszystko.
Minęło bardzo dużo czasu, zanim streściłam bardzo szczegółowo całe to spotkanie (tak, spotkanie, a nie randka).
-Jejku, jak słodko!- krzyknęła do słuchawki, przez co musiałam odsunąć telefon od ucha, gdy usłyszała już wszystko.- Zazdroszczę ci.
-Bez przesady, nie ma czego. A nie, czekaj... Jednak jest!- zawołałam z triumfem w głosie.
-Nasz kochany braciszek cię pozdrawia.- powiedziała nagle.
-Och, co za za zaszczyt. Też go pozdrów.
-Dobra, będę już kończyć.
-Okej. Pa!
Nacisnęłam czerwoną słuchawkę. Po chwili przypomniała mi się ta kolacja. Zaczęłam powoli analizować każde wypowiedziane słowo, każdy wykonany gest. Tego nie da się od tak zapomnieć. Jego piękne spojrzenie, zawsze idealnie ułożone włosy i te cudowne perfumy... Tylko... Czy on ma dziewczynę?

*James*

-James! Wstawaj!- wykrzyknął Logan, otwierając z impetem drzwi.
-Jeszcze chwila.- mruknąłem, przytulając się do poduszki.
-Jak chcesz. Tylko Weronika czeka już w studiu.
Na te słowa zerwałem się i zapytałem:
-Na serio? To ja zaraz zej...- chwilę się zamyśliłem.- Czekaj, ona miała dziś nie przychodzić.
Spojrzałem na bruneta. Ten, stał w progu i bezczelnie się ze mnie śmiał.
-Stary, ty na serio się w niej zakochałeś.
-Oj, idź już.- ponownie rzuciłem się na łóżko.
-Jeżeli zaraz nie zaczniesz się szykować, wyleję na ciebie kubeł zimnej wody.
-Nie zrobisz tego.- przekręciłem się w jego stronę.
-Jesteś pewien?- obrócił się, jakby zmierzał prosto do łazienki.
-Dobra, już wstaję.- poddałem się, w końcu kiedyś trzeba się podnieść.
Wygrzebałem z szafy jakąś koszulkę i jeansy, potem w szufladzie znalazłem bieliznę, a na koniec zniknąłem za drzwiami łazienki. Kiedy z powrotem wróciłem do siebie, przelotnie zerknąłem na jeden z moich mebli, po czym mój wzrok się na nim zatrzymał.
"Chyba muszę tu posprzątać"- pomyślałem spoglądając na niedomykające się drzwiczki, spomiędzy których wystawał kawałek materiału, a dookoła leżały porozrzucane ubrania.
Minutę później zszedłem na dół, gdzie byli już wszyscy z mojego zespołu. Każdy zaspany, prawie nieprzytomny. Kendall źle zapiął koszulę, a Carlos szukał swojego lewego buta.
-Ej, wstawaj.- Logan potrząsnął lekko blondynem, który zaczął zasypiać na stojąco.- Wcale nie jest tak wcześnie.
-Nie, w ogóle. Tylko zawsze wstawaliśmy o ósmej, albo dziewiątej, a teraz nasz kochany kolega obudził nas o szóstej. Chyba wyśpię się dopiero na emeryturze.- podsumował Latynos, próbujący utrzymać równowagę, sznurując odnalezione obuwie.
-Bez przesady... A teraz szybko, zakładamy buciki.- wskazał przedpokój, zwracając się do mnie i Schmidta.
Po chwili położyłem dłoń na klamce, bo już mieliśmy wychodzić, ale nagle przyszła Pam w koszulce swojego chłopaka.
-A wy już idziecie?- zapytała przeciągając się.
-Mhm. Właśnie się szykowaliśmy do wyjścia.- odparłem.
-No to pa kochanie. Powodzenia w pracy.- pocałowała Hendersona, na co odpowiedział tym samym.
Też chciałbym mieć dziewczynę, która będzie mnie całować i przytulać.
-James! Słyszysz? Otwieraj drzwi.- z rozkojarzenia wyrwał mnie Pena.
Chyba znów się zamyśliłem, zresztą jak zawsze. Odkąd pierwszy raz ją zobaczyłem (chyba domyślacie się o kim mówię), nie mogę przestać o niej myśleć.
--------
-Okej, wysiadać.- powiedział Carlos, wyjmując kluczyk ze stacyjki.
Ruszyliśmy w stronę studia, gdzie siedziała Martyna, popijając kawę ze swojego ulubionego kubka.
-Cześć chłopcy.- upiła kolejny łyk.
-Hej.- brzmiała nasza niewyraźna odpowiedź.
-Przepraszam, że musieliście dzisiaj wcześniej wstać, ale chcę, żebyście wypadli jak najlepiej. Może też chcecie się napić?- złapała za dzbanek napoju zawierającego kofeinę.
-Ja dziękuję. Możemy już zaczynać? Im szybciej rozpoczniemy próbę, tym szybciej skończymy.- niecierpliwił się Loggie.
-Dobrze, chciałabym, żeby pierwszy był James.
Bez słowa wszedłem do pokoju nagrań i czekałem na dalsze polecenia.
-------
Po niedługim czasie Latynos  i ja siedzieliśmy na kanapie, po naszych ćwiczeniach.
-Prawie bym zapomniała.- odezwała się farbowana blondynka.- Przywieźli już pędzle i  inne potrzebne rzeczy, Carlos, pójdziesz po nie?
-Chyba Maslow wolałby się przejść.- spojrzał na mnie.
-Mogę się po nie wybrać.- odrzekłem z udawaną niechęcią.
-No to proszę.- wyjęła z torebki klucze i podała mi je.- A my kontynuujemy próbę.
Szedłem spokojnie, prawie pustym chodnikiem. Co jakiś czas mijałem ludzi biegnących w szaleńczym tempie do pracy, albo dzieci zmierzające w stronę szkoły. Ja, chociaż się nie spieszyłem, bardzo szybko dotarłem przed dom naszej menagerki. "Najfajniejsze" było to, iż przywieszki przy kluczach były napisane po polsku. Na szczęście po kilku próbach udało mi się otworzyć drzwi. Zamknąłem je cicho i  nagle usłyszałem z góry śpiew.
"Pewnie to Weronika."- pomyślałem.
Nie zamierzałem przez jakiś czas przekroczyć progu przedpokoju, nawet się nie ruszałem. Po prostu wsłuchiwałem się w kolejne słowa piosenki. Było to "Count on you" w pięknym wykonaniu. Czułem się jak na koncercie, choć nie widziałem wykonawcy. Po chwili usłyszałem kroki na schodach, a jej głos słyszałem coraz wyraźniej. Po krótkim czasie stała mniej więcej na przeciwko mnie, z zamkniętymi oczami (więc mnie nie widziała), trzymając w ręku MP3 i udając, że to mikrofon. Ponadto była w... ręczniku, samym ręczniku. Kiedy otworzyła oczy i mnie zobaczyła, wyjęła z uszu słuchawki, a urządzenie wyrzuciła gdzieś za siebie.
-Hej.- powiedziała poprawiając materiał, którym była okryta.
-Cześć.- odparłem, uśmiechając się na jej widok.
-Ty pewnie przyszedłeś po te rzeczy, tak?- zapytała, czerwieniąc się coraz bardziej.
-Tak, wezmę je i zaraz znikam.
-Poczekaj chwilkę.- powoli skierowała się w stronę schodów, a następnie wbiegła (bardzo szybko) na górę.
Nagle, zeszła ubrana, niosąc duże pudło.
-Jeszcze jedno, sekunda.- i znów usłyszałem kroki na drewnianych stopniach.
Rozumiem, iż zamówiliśmy "przyrządy" w pewnym sensie na zapas, ale nie wiedziałem, że wyjdzie tego, aż tyle.
-Proszę.- postawiła przede mną kolejny karton.
-Okej, to wezmę najpierw pierwsze, a potem wrócę po drugie. Mogłem wziąć samochód.
-Mogę ci pomóc, pójdzie szybciej.- podniosła jedno z pudeł.
Tak więc po chwili zmierzaliśmy w stronę mojego domu.
-----------
-To ja już będę szła.- oznajmiła, poprawiając koszulkę.
-Poczekaj muszę ci oddać klucze.- dziewczyna zbliżyła się do mnie i przez przypadek potknęła się, tym samym lądując w moich ramionach.
-Prze- przepraszam.- wyszeptała, wpatrując się swoimi pięknymi oczami w moje.
Zbliżaliśmy się do siebie, jakbyśmy mieli się zaraz pocałować, ale to piękną chwilę musiał ktoś przerwać...

--------------
Jest kolejny rozdział! Nie wiem czy wyszedł fajny, czy nie. Przepraszam za wszystkie błędy i powtórzenia, których starałam się unikać. Dziękuję za przeczytanie :) Wesołych, jeszcze trwających, Świąt Bożego Narodzenia.





1 komentarz:

  1. Dziękuję za dedykacje :3333 No kiedy wreszcie będą razem ! I CZEMU ZAKOŃCZYŁAŚ W TAKIM MOMENCIE ! Piszesz fajnie,nie nudzą się oczy czytając to pozdrawiam :* Natalka :*

    OdpowiedzUsuń