poniedziałek, 16 września 2013

Rozdział 4 "To chyba miłość"

*Weronika*
Dzisiaj obudziła mnie ciocia, bardzo głośno krzątająca się po pokojach. Przetarłam oczy i spojrzałam na zegarek stojący na małej szafeczce. "8.14"- wskazywały podświetlone cyferki. Powoli wstałam z łóżka i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je i lekko wychyliłam głowę. Siostra mojej mamy biegała po całym domu mówiąc do siebie:
-Gdzie to jest?! Przecież nie mogłam tego zgubić!
-Co się stało?- zapytałam chrypliwym głosem.
-Zgubiłam bardzo ważną teczkę. Taką pomarańczową, nie widziałaś jej?
-Nie, ale mogę pomóc poszukać.- wyszłam z pokoju i zaczęłam powoli rozglądać się wokół siebie.
Zeszłam na dół i skierowałam się do salonu. W oszklonej komodzie zauważyłam kilka książek.
"Sprawdźmy tu..."- pomyślałam i otworzyłam drzwiczki.
Pomiędzy książkami skryła się poszukiwana pomarańczowa teczka.
-Ciociu, mam!- zawołałam.
-Ojejku, dziękuję ci. Bez niej nie zrobiłabym niczego na koncert.- podekscytowana zbiegła po schodach.
-Nie ma za co, a teraz jeszcze pójdę się położyć.- powiedziałam przeciągając się.
-Dobrze, o 10 może mnie już nie być, a zapasowe klucze położę ci na stole w kuchni.
-Ok.- ziewnęłam.
Znów położyłam się do łóżka, zakopując się pod kołdrą. Szybko usnęłam.
------------------
Tym razem obudziłam się sama. Przeciągnęłam się wiedząc, że jestem wyspana. Wzięłam telefon do ręki, żeby sprawdzić, która godzina. "11.02"
"No, to czas wstać"- pomyślałam.
Poszłam do łazienki i przemyłam twarz. Uczesałam się w warkocz i umalowałam się. Ubrałam się zgodnie do pogody, przez okno do łazienki wpadały bardzo gęsto promienie słoneczne. Termometr pokazywał 35 stopni. Zeszłam po schodach na dół, a na stole zauważyłam dwie kartki. Pierwsza była listą zakupów, a na drugiej było napisane:
"Zrobiłam ci kanapki, leżą na blacie. Przepraszam, że tylko tyle, ale bardzo się spieszę."
Na talerzu leżało kilka kromek chleba. Zjadłam je, a następnie sprawdziłam listę zakupów.
"Mleko, cukier, jedna paczka ryżu, kawa..." I tak dalej. Ciocia zostawiła też pieniądze na te zakupy, więc chwyciłam kartkę, banknot i włożyłam do mojej małej torebki. Klucz, który również leżał na stole wzięłam do ręki. Wyszłam z domu i zamknęłam drzwi. Następnie rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu sklepu. Po chwili znalazłam jakiś rzucający się w oczy supermarket. Ruszyłam więc w jego stronę. Kiedy przekroczyłam oszklone drzwi przede mną rozpościerały się wyładowane po brzegi, mosiężne półki. Mnóstwo kolorowych artykułów przyciągało wzrok. Powoli zaczęłam mijać kolejne rzeczy w poszukiwaniu tych potrzebnych. Po niedługim czasie wszystko z listy było kupione. Postanowiłam wrócić z powrotem do domu. Rozpakowałam zakupy, a potem poszłam do swojego pokoju. Usiadłam przy torbie, którą zostawiłam na środku. Pierwszą rzeczą, którą z niej wyjęłam była moja teczka, znajdowały się tam plakaty z moim ulubionym zespołem, Big Time Rush. Otworzyłam ją i rozłożyłam wszystkie plakaty przed sobą. Chwyciłam taśmę i nożyczki, które również zapakowałam, a następnie powiesiłam kilka obrazków z gazet na ścianie. Chciałam, żeby ten pokój, przez te dwa miesiące wyglądał jak mój. Gdy wszystkie wisiały już na odpowiednim miejscu, stanęłam przed nimi i zaczęłam się im bacznie przyglądać.
"Dziwne. Niedawno chciałam choć raz ich zobaczyć, albo dostać ich autograf. A teraz widzę się z nimi niemal codziennie... Jednak marzenia się spełniają"- uśmiechnęłam się sama do siebie.
Stojąc tak, widziałam siebie kilka miesięcy temu, kiedy siedząc u siebie, przeglądałam gazetę. Nagle przyszła mama i powiedziała mi o propozycji wyjazdu. Bez namysłu zgodziłam się, a już po chwili skakałam ze szczęścia. Cały czas zastanawiałam się, czy to nie sen.
"To nie sen..."- znów moje usta ułożyły się w uśmiech.
W końcu "obudziłam się" i postanowiłam rozpakować się do końca. Kolejną rzeczą, którą zobaczyłam w torbie była moja lustrzanka, którą położyłam na półce. Resztę miejsca zajmowały ubrania, które szybko ułożyłam na półce w szafie. Gdy znów spojrzałam na zegarek na wyświetlaczu znajdowała się godzina: 13.00. Wtem zadzwonił dzwonek do drzwi.

*James*

Obudzili mnie Logan i Kendall, którzy od rana grali w jakieś gry i widać bardzo im się podobało. Siedzieli kilka pokoi dalej, a i tak ich słyszałem. Powoli się przeciągnąłem i wyszedłem z pokoju.
-Co się dzieje?- zapytałem stając koło nich i mrużąc oczy, gdy światło zaczęło mnie razić.
-Tylko gramy. Obudziliśmy cię?- odpowiedział blondyn nie spuszczając wzroku z ekranu.
-Tak, obudziliście. W co tak w ogóle gracie?
-W tą nową grę, co kupił Carlos.
-Mhm...- mruknąłem ziewając.
-Dzisiaj też mamy zamiar wypożyczyć film. Obejrzysz z nami?
-Mogę...- powiedziałem kierując się do kuchni.
Rozejrzałem się w poszukiwaniu czegoś, do zrobienia śniadania. Wyjąłem z chlebaka kromkę chleba tostowego, posmarowałem ją masłem i położyłem na nią plasterek wędliny. Kiedy podniosłem ją z blatu i usiadłem przy stole, zbliżył się do mnie Fox, który jeszcze nie dostał nic do jedzenia. Zjadłem szybko kanapkę, a potem nasypałem do miski pupila "psich przysmaków". Dla mnie ani nie pachną, ani nie wyglądają za smacznie, ale ważne, że psu smakuje. W chwili, gdy Fox wylizał miskę do czysta, wypuściłem go na dwór. Potem poszedłem do pokoju, wziąłem z szafy jakieś ubrania i poszedłem do łazienki się ubrać.
Gdy wróciłem do kuchni już ubrany i gotowy do wyjścia,w salonie zastałem Logana z Pam. Oczywiście siedzieli obściskując się nawzajem.
-Ej! Ja na tym blacie kładę jedzenie!-zawołałem do brunetki siedzącej na blacie i tego tam.
Oczywiście zignorowali mnie dalej namiętnie się całując.
Rozejrzałem się w poszukiwaniu Kendalla i Carlosa.Nie było ich.
-Hej, wiecie gdzie są chłopaki?-zapytałem tej parki.Ciekawe,czy mi odpowiedzą...
Oboje mi jedynie wskazali drzwi wyjściowe nie zaprzestając bliskiego kontaktu ze sobą.
-Carlos! Poczekajcie!- zawołałem wyglądając przez drzwi, gdy ich zobaczyłem.
Szybko założyłem buty i podbiegłem do furtki.
-Gdzie idziecie?- zapytałem.
-Idziemy do Martyny, przejdziesz się z nami?
-Dobra, tylko jeszcze coś wezmę.- szybko pobiegłem do swojego pokoju i wziąłem przepustkę, którą obiecałem.
-Ok, już jestem.- powiedziałem otwierając furtkę.
Wprawdzie do domu naszej menagerki jest spory kawałek, ale fajnie jest się przejść z kumplami.
-A tak w ogóle która godzina?- zapytał Kendall spoglądając na mnie.
-Hm...- mruknąłem wyjmując telefon z kieszeni.-12.10.
-Nie sądziłem, że tak długo graliśmy w tą grę.- zaśmiał się Latynos.
Nagle pomyślałem o Weronice. Znów ogarnęło mnie to przyjemne ciepło i po raz kolejny się zamyśliłem.
-James?! Słyszysz mnie?- blondyn zaczął wymachiwać dłonią przed moimi oczami.
-Tak? O co chodzi?- oprzytomniałem.
-Nie słuchałeś.- odrzekł, a jego twarz przybrała dziwny wyraz.
-No... Nie, zamyśliłem się.
-To jeszcze raz. Pytałem się ciebie, którą koszulę wybrać. Tą w niebieską czy czerwoną kratę.
-Ja bym wybrał tą niebieską..
Szliśmy dość długo, ale rozweseliły mnie słowa kolegi, kiedy po dłuższym czasie powiedział:
-O patrzcie, widać już dom Martyny.- Carlos wskazywał palcem na duży, ładny budynek.
Po tych słowach ruszyliśmy trochę szybciej i po chwili byliśmy już przy furtce.
-Ja dzwonię, wy mówicie!- wykrzyknął dla żartu, wciskając guzik od domofonu.
Po chwili w drzwiach pojawiła się Weronika.
-Już was wpuszczam!- zawołała i weszła do środka.
Po chwili byliśmy już na podwórku.
-Cześć.- powiedzieliśmy po kolei wchodząc do przedpokoju.
-Hej.- powitała nas z uśmiechem.
Dzisiaj jak zawsze wyglądała bardzo ładnie.
-Jest twoja ciocia?- zapytał Kendall.
-Nie, pojechała załatwić jeszcze jedną rzecz na koncert. A coś się stało?
-E... No wiesz, chcieliśmy się jej o coś zapytać, ale jak jej nie ma to wrócimy później.
-Przekażę, że byliście.

-Mam coś dla ciebie.- odrzekłem, trzymając w ręku przepustkę.- Proszę.
Podałem jej kartę.
-Dziękuję bardzo.- znów się uśmiechnęła.
-To my się już będziemy zbierać.- Carlos złapał za klamkę.
-Jeżeli chcecie, możecie poczekać, ale ciocia wróci dopiero koło 15.
-To pójdziemy do domu i przyjdziemy później.- kontynuował Latynos.
-Ok, już wam otwieram.-cofnęła się kawałek dalej, żeby nacisnąć przycisk od domofonu.
Już po chwili znów znajdowaliśmy się na chodniku. Szliśmy powoli rozglądając się dookoła.
-Widziałem!- zawołał nagle blondyn.
-Ale co?- zapytałem patrząc na niego ze zdziwieniem.
-Jak się na nią patrzyłeś! Od razu widać, że się w sobie zakochaliście!
Zamurowało mnie. Starałem przypomnieć sobie dzisiejsze spotkanie. Kendall ma rację, na prawdę tak było. Gdy ją zobaczyłem znów wpatrywaliśmy się w siebie, a ona uśmiechnęła się do mnie. Nie odezwałem się już do nich. Idąc myślałem tylko i wyłącznie o niej. Przez to, prawie walnąłem w słup.
Kiedy znów przekroczyłem drzwi swojego pokoju, położyłem się na łóżku i wpatrywałem się w sufit.
"To chyba miłość"- pomyślałem.
Zamknąłem oczy i dalej przypominałem sobie każdą chwilę z nią spędzoną.

*Weronika*

Gdy chłopaki opuścili podwórko, usiadłam na kanapie w salonie i zaczęłam rozmyślać. Po raz kolejny rozmarzyłam się o kilku poprzednich dniach. Pamiętałam o tym, kiedy to ustami dotknęłam jego policzka. Na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech. Wiem, że musiałam wyglądać na prawdę głupio uśmiechając się do siebie, ale...
"To chyba miłość"- pomyślałam.

Dwie godziny później...
-Weronika! Jestem!- usłyszałam trzaśnięcie drzwi.
Wyszłam z pokoju i zbiegłam po schodach.
-I co? Udało się?- zapytałam bardzo podekscytowana.
-Tak, na całe szczęście.- wyglądała, jakby bardzo jej ulżyło.
-Zrobiłam zakupy.- powiedziałam przypominając sobie o tym, co dzisiaj robiłam.
-Dziękuję ci bardzo.- odetchnęła z ulgą.- Udało się wszystko załatwić.
-Bardzo się cieszę, bo już dostałam bilet i przepustkę.- uśmiechnęłam się na sama myśl o osobie, od której je dostałam.
-Pójdę się teraz przebrać.- wskazała palcem schody i powoli weszła na górę.
Ja cały czas się uśmiechałam, nie mogłam przestać o nim myśleć. W tej chwili uświadomiłam sobie, że prawie cały czas o nim pamiętam. Rano, kiedy wstaję, kiedy jem śniadanie, gdy kładę się spać... Praktycznie co chwila. Stałam tak w korytarzu i rozmyślałam.
-Coś się stało?- padło pytanie, kiedy ciocia zeszła po schodach.
-Nie, nic. Zamyśliłam się.- oderwałam wzrok od jednego punktu, w który cały czas się wpatrywałam.
-Mam do ciebie jeszcze jedną prośbę.- oznajmiła nagle.- Czy mogłabyś się przejść do domu chłopaków, dać im do podpisania jeden dokument?
-Ok, nie ma problemu.- odrzekłam.
-Może byś coś zjadła?- po tych słowach przypomniałam sobie, że jadłam tylko śniadanie.
-No... Mogłabym.
Ciocia przygotowała na szybko "spóźniony obiad" i opowiadała, co robiła. Już wiem, że praca menagera jest bardzo ciężka. Kiedy talerze zostały puste, zgłosiłam się, żeby pozmywać. Znów pomyślałam o tym samym, co cały czas siedziało w mojej głowie od początku przyjazdu. Cały czas w mojej głowie kłębiły się te same myśli i wspomnienia. Gdy już wszystkie naczynia znalazły się w suszarce, ciocia podała mi teczkę z dokumentem i wytłumaczyła drogę do domu chłopaków. Przerzuciłam torebkę przez ramię, założyłam buty i pomaszerowałam w stronę furtki. Szłam powoli chodnikiem, rozmyślając o tych wakacjach.
"Najlepsze wakacje? A może jeszcze lepsze?"- po raz kolejny tego dnia się uśmiechnęłam.
Spojrzałam na godzinę, która wyświetliła się na telefonie. "16.04"
Po około godzinie pojawił się piękny, duży dom. Na skrzynce widniały cztery nazwiska:
"Pena, Henderson, Maslow i Schmidcht."
Po podwórku biegał Fox. Nacisnęłam guziczek od domofonu.
-Słucham?- usłyszałam znajomy głos.
-Cześć, to ja, Weronika.
-Już cię wpuszczam.
Po tych słowach usłyszałam charakterystyczny dźwięk otwierania "automatycznej" furtki.
-Cześć, przyniosłam dla was jakiś dokument do podpisania.- przekroczyłam próg i podałam Kendallowi teczkę.
-Zapraszam do środka.- chłopak wskazał wnętrze domu.

*James*

-James! Chodź zjemy obiad!- poczułem zapach popisowego dania Carlosa.
Szybko otworzyłem drzwi i pokonałem schody. Gdy dotarłem do jadalni przy stole siedziała już grupka osób. Logan z Pam, Carlos i Kendall. Przysiadłem się do stołu i wtedy "kucharz" wstał i nałożył wszystkim na talerze tortille. Wszyscy bardzo szybko zjedli swoje porcje, tak więc po chwili talerze trafiły do zmywarki.
-Ej, to jaki film chcecie obejrzeć?- zapytał blondyn.
-Może tym razem nie horror.- zaczęła Pam.
-No dobra, to może... komedia?- zapytał Logan.
-Lepsze niż jakieś "bardzo straszne" filmy.- zażartował nasz kucharz.
-No to przejdę się do wypożyczalni.- podsumował Kendall i ruszył w stronę przedpokoju.
Ja wyszedłem z kuchni i stanąłem na pierwszym stopniu, chcąc znów iść do siebie. Nagle przybiegł do mnie Fox.
-Idziesz ze mną?- spojrzałem na pupila.
W odpowiedzi radośnie zamerdał ogonem i ruszył na górę. Otworzyłem przed nim drzwi i razem weszliśmy do pokoju, potem zamknąłem je za sobą. Usiadłem na łóżku i dłonią poklepałem miejsce koło siebie, pies szybko wskoczył na pościel i przytulił się do mnie.

Dwie godziny później...

Kendall wrócił z całym maratonem filmów, więc będzie co oglądać. Leżąc z Foxem na łóżku, przysnąłem i spałem jakieś pół godziny, obudził mnie Carlos rozmawiając w pokoju obok przez telefon z Victorią. Z tego, co usłyszałem bardzo długo musiał ją namawiać, żeby przyszła. W końcu się zgodziła. Umówiliśmy się, że będziemy oglądać koło 18.00, a ja zgłosiłem się, że zrobię zakupy. Popcorn, napoje i takie tam. Zszedłem na dół i wypuściłem mojego zwierzaka na dwór.
-No dobra, to co mam jeszcze kupić?- zwróciłem się do Kendalla.
-Hm... Możesz wziąć jeszcze kilka paczek chipsów. Ale masz jeszcze czas, zobacz jakie filmy wybrałem.- podał mi kilka pudełek z płytami.
Komedia, komedia, horror (miejmy nadzieję, że prawdziwy), jakiś przygodowy, akcji i jeszcze parę.
-Mogą być.- powiedziałem odkładając opakowania na stół.
Po chwili usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. O dziwo, Fox nie szczekał, chociaż robił to zawsze gdy ktoś przechodził lub stawał koło naszego ogrodzenia.
Blondyn ruszył w stronę urządzenia, które otwiera furtkę.
-Słucham?- odrzekł do słuchawki.
-Cześć, to ja, Weronika.- usłyszałem znajomy głos z małej skrzyneczki.
-Już cię wpuszczam.
Po chwili w przedpokoju stała przed chwilą wspomniana dziewczyna.
-Cześć, przyniosłam dla was jakiś dokument do podpisania.- odrzekła podając Kendallowi teczkę.
-Zapraszam do środka.- kolega wskazał wnętrze domu.
-Cześć.- rzekłem, gdy znów się zobaczyliśmy.
-Hej.- uśmiechnęła się.- No, więc musicie podpisać i nie będę wam przeszkadzać.
-Możesz u nas zostać, dziś oglądamy filmy.- starałem się spojrzeć na nią błagalnym wzrokiem.
-Dobrze, zostanę.- znów się uśmiechnęła.
-To ja pójdę na zakupy i zaraz wracam.
-Mogę z tobą pójść?-  powiedziała to tonem małego dziecka proszącego o cukierka.
-No dobra...- mój głos za to brzmiał jak ojca, który zgodził się tą rzecz kupić.
Założyłem buty i pokierowaliśmy się w stronę chodnika. Szliśmy powoli, na początku w ciszy, ale to było tak niezręczne jak wtedy w studiu, więc postanowiłem zagadać.
-Jak ci mija pierwszy weekend za granicą?
-W miarę dobrze.- po raz kolejny uśmiechnęła się, odrywając wzrok od kostki.
-Mamy kilka filmów do obejrzenia.- powiedziałem chcąc zmienić temat.
-Mhm.- mruknęła.
Brawo dla mnie, jak zawsze wiem co powiedzieć. Znów zapanowała niezręczna cisza. Zastanawiałem się co powiedzieć. W końcu wymyśliłem:
-W piątek po pracy zabiorę cię do wesołego miasteczka, tak, jak obiecałem.
-Na prawdę nie musisz.- jeszcze raz na jej twarzy pojawił się piękny, szczery uśmiech.
-Muszę dotrzymać słowa.
-To ten sklep?- wskazała duży budynek w oddali, na frontowej ścianie wisiał napis: "SUPER MARKET".
-Tak, to tu.- przyspieszyliśmy, żeby szybciej dotrzeć na miejsce.
Po chwili znaleźliśmy się już w sklepie.
-Ok, to co mamy kupić?- zapytała spoglądając na mnie.
-Wszystko jest tu napisane.- wyjąłem z kieszeni i podałem jej złożoną w mały prostokącik listę zakupów.
Szybko przeczytała zawartość karteczki, a następnie oddała mi ją z powrotem. Rozejrzała się dookoła, a potem złapała koszyk i ruszyła w stronę jednej z półek.
-No to, chipsy, popcorn...- po kolei wyliczała wszystko, co wkładała do koszyka, kiedy do niej podszedłem.
------
Po dłuższym czasie łażenia między kolejnymi rzędami przeróżnych artykułów, dotarliśmy z pełnym koszykiem do kas. Przed nami rozciągała się gigantyczna kolejka, więc stanęliśmy na końcu i zaczęliśmy rozmawiać:
-To czym się w Polsce zajmujesz?- zapytałem.
-Studiuję, chcę mieć w przyszłości własną wytwórnię.
-Mhm. I jak długo się uczysz?
-Dwa lata. Jeszcze trzy i koniec.- kolejka powoli posuwała się do przodu. Nasze (ojeju, jak to fajnie brzmi) zakupy przesuwały się na taśmie w stronę kasjerki. Po niedługim czasie miałem już w ręku siatkę i paragon. Przeszliśmy przez przejście dla pieszych i po raz kolejny staliśmy na chodniku.
-Czyli interesuje cię branża muzyczna?- kontynuowałem temat.
-Tak, jakoś tak wyszło.
-A lubisz śpiewać?
-Tak, nawet. Ale nie tak profesjonalnie jak wy.
-Zaśpiewaj coś.- poprosiłem.
-Ja? Nie... Nie nadaję się.- wyjąkała.
-Oj, no weź...- szturchnąłem ją ramieniem.
-Może nie teraz.- wskazała na wszystkich idących ludzi. Tłumy wracające z pracy zajmowały całe chodniki.
-To zaśpiewasz w poniedziałek w studiu.- oznajmiłem.
-Muszę?- zapytała błagalnym tonem.
-Musisz.- uśmiechnąłem się.
-No niech ci będzie.- westchnęła.
------
Po jakimś czasie byliśmy już w przedpokoju.
-Jesteśmy!- zawołałem stawiając zakupy na podłodze i zdejmując buty.
-No, nareszcie.- usłyszałem głos wstającego z kanapy Carlosa.
-Tak długo nas nie było?- zapytała Weronika, stawiając buty tuż obok moich.
-Wiesz...- spojrzał na zegarek.- Jest 17.15...
-Tylko robiliśmy zakupy, kolejka była długa.- powiedziałem.
Carlos wrócił z powrotem do salonu, a ja wziąłem siatkę i poszedłem do kuchni. Moja towarzyszka pomogła mi wszystko przygotować. Porozsypywała chrupki do kolorowych misek, a ja złapałem butelkę napoju, siedem plastikowych kubeczków i zanieśliśmy to wszystko do salonu.

*Weronika*

Dzierżąc w ręku dwa naczynia z przekąskami, skierowałam się wraz z Jamesem do salonu. Na kanapie siedziały dwie dziewczyny, jedna kogoś mi przypominała, i trzech chłopaków.
-Cześć.- powiedziałam stawiając jedzenie na stole.
-Hej.- odpowiedzieli niektórzy.
-Hej.- zawtórowali im inni.
Przez chwilę rozmawiałam z dziewczyną, która siedziała przy Carlosie. Okazało się, że Victoria (tak ma na imię) była kiedyś moją sąsiadką. Wspominałyśmy, jak się razem bawiłyśmy (jak ja bym chciała wrócić do tych czasów).
-Może byśmy już zaczęli?!- przerwał nam po pewnym czasie Kendall, byłyśmy wtedy pogrążone w rozmowie.
-Ok, już.- usiadłam obok Jamesa.

*James*

Weronika usiadła koło mnie, a Kendall wstał, żeby włączyć film. Nagle przybiegł Fox, wskoczył na kanapę i położył się obok niej.
-Widać Fox cię polubił.- powiedział Logan.
-Tak? Ja po prostu lubię psy.-odpowiedziała z uśmiechem, głaszcząc zwierzaka.
-Najczęściej kładzie się obok Jamesa.- dokończył.
-O, jeżeli chcesz mogę się przesunąć.- zwróciła się do mnie.
-Nie, to mi nie przeszkadza.- uśmiechnąłem się w jej stronę.
Dziewczyna przytuliła zwierzaka, głaskała go, a jemu bardzo się to podobało. Po kilku minutach Kendall włączył film. Weronika przysunęła się nieznacznie do mnie i zaczęła oglądać. W trakcie seansu wyjęła telefon i zaczęła cichutko stukać w dotykową klawiaturę.
-Co robisz?- wyszeptałem, żeby nikomu nie przeszkadzać.
-Piszę do cioci, że wrócę później.- odrzekła, również szeptem.
Olśniło mnie, że skończymy oglądać bardzo późno i zabrałem jej telefon.
-Ej, dlaczego...
-Cii...- nie dałem jej skończyć.
Napisałem do Martyny, jako Weronika, że zostanie u nas na noc.
-Ale przecież...
-Po naszych ulicach, w nocy, kręci się bardzo dużo dziwnych ludzi. Bardzo dziwnych.- znów jej przerwałem.- Więc zostajesz na noc.
-Ale tylko będę przeszkadzać.
-Wcale nie.- dokończyłem i na tym skończyła się ta "szeptana dyskusja".
Minęło z półtorej godziny, a film powoli dobiegał końca. Następny miał być horror. I był. Tym razem straszny i to na prawdę. Dziewczyny kilka razy zasłaniały oczu, kiedy pojawiała się jakaś straszna scena. Podczas tych dwóch filmów siedzieliśmy z Weroniką prawie przytuleni do siebie.
----------
Która godzina?- wymamrotał po kilku filmach Logan.
-22.56- odpowiedział Carlos sprawdzając godzinę.- Jeszcze został nam ten film i jedna komedia.
Nikt nie był jakoś bardzo rozentuzjazmowany, wszyscy siedzieli cicho. Minuty mijały, a sceny z filmu stawały się coraz nudniejsze. Weronika usnęła oparta o moje ramię. Kendall po mojej prośbie przyniósł i koc, którym przykryłem siebie i siedzącą obok siebie blondynkę. Moje powieki stawały się coraz cięższe, a po chwili zupełnie opadły.
-Obudziłem się w środku nocy i nikogo już nie było. Tylko ja, Fox i oparta o mnie piękna dziewczyna. Wszyscy poza nami poszli na górę. Rozejrzałem się dookoła, zamknąłem oczy i zasnąłem.
---------

Mam nadzieję, że się podoba ;3
Starałam się i wydaje mi się, że wyszedł całkiem nieźle.
Dziękuję za przeczytanie.

I strój:




2 komentarze: